Z ognia
16 marca br. sierż. Katarzyna Kwietniewska wróciła do domu po służbie po 22.00. Około północy położyła się do łóżka, szybko zasnęła. Przed 2.00 obudziło ją pukanie do drzwi. Przerażona sąsiadka alarmowała, że w bloku czuć dym. Pani Katarzyna zlokalizowała, że wydobywa się on z mieszkania naprzeciwko.
BARKIEM W DRZWI
Drzwi były zamknięte, nikt nie odpowiadał na stukanie. Policjantka poleciła sąsiadce, by telefonowała po straż pożarną i pogotowie ratunkowe, sama natomiast postanowiła dostać się do mieszkania.
– Trzy razy uderzałam barkiem w drzwi aż ustąpiły – opowiada. – W środku było ciemno, na moje wołanie nikt nie odpowiadał, słyszałam tylko jakieś charczenie. Na czworakach, po omacku, szukałam ofiary. Dym był taki, że kilka razy musiałam wyczołgiwać się na korytarz, by zaczerpnąć powietrza. W jednym z pokojów znalazłam sąsiada, leżał na podłodze, był nieprzytomny. Wyniosłam go z mieszkania, sprawdziłam funkcje życiowe, ułożyłam w pozycji bezpiecznej i czekałam na służby ratownicze.
– Nie potrafię słowami wyrazić swojej wdzięczności, pani Kasia uratowała mi życie, a niewykluczone, że również innych mieszkańców naszego bloku – mówi drżącym głosem pan Czesław. – Mam pretensje do siebie, że naraziłem ją i innych sąsiadów na niebezpieczeństwo, naprawdę nie wiem, jak do tego doszło. Pamiętam tylko, że chciałem coś ugotować i postawiłem garnek z wodą na gazie. Obudziłem się w szpitalu.
PRZEKONAŁA STARSZĄ PANIĄ
Pan Czesław nie jest jedyną osobą, której Katarzyna Kwietniewska uratowała życie. W maju ubiegłego roku, wracając po południu ze służby, zauważyła płomienie w oknie poddasza jednej z kamienic. Zatelefonowała pod 112, a następnie podjechała pod budynek. Od stojących przed wejściem mieszkańców dowiedziała się, że w jednym z mieszkań pod palącym się lokalem jest starsza pani. Natychmiast tam pobiegła, ale kobieta nie chciała wyjść, martwiła się o swój dobytek. Policjantka jednak przekonała ją, po czym wyprowadziła na zewnątrz. I natychmiast wróciła do środka (tym razem towarzyszył jej jeden z lokatorów), by sprawdzić, czy w którymś z pozostałych mieszkań ktoś nie został.
LICZĄ SIĘ SEKUNDY
– Najgroźniejsze dla ludzkiego życia są pożary, które wybuchają nocą – mówi kpt. Kamil Pawlukanis, naczelnik Wydziału Operacyjnego Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Gołdapi. – Do pożaru w bloku pani sierżant przyjechaliśmy półtorej minuty po odebraniu zgłoszenia. Poszkodowany był już na zewnątrz, czuwała przy nim pani Kwietniewska. W całym bloku czuć było dym. Sprawdziliśmy, czy nie ulatnia się gaz, na szczęście wcześniej został automatycznie odcięty. Nie było też prądu. Pożar zniszczył część mieszkania, ściany w kuchni były czarne, większość mebli kuchennych spalona.
Kapitan Pawlukanis jest pełen uznania dla profesjonalizmu i odwagi pani sierżant.
– Nie miała przy sobie żadnego specjalistycznego sprzętu, a mimo to zdecydowała się wejść do płonącego mieszkania – mówi.
DO STRAŻAKÓW JAK W DYM
Katarzyna Kwietniewska pochodzi z Węgorzewa. Do Policji wstąpiła cztery lata temu, od początku pracuje w KPP w Gołdapi, najpierw w służbie patrolowej, obecnie w ruchu drogowym. Pierwszy raz widziała pożar, gdy ratowała starszą panią. Wtedy uświadomiła sobie, jak groźnym żywiołem jest ogień. Kiedy jednak ratowała ludzi, nie odczuwała strachu.
– W takich chwilach myśli się tylko o tym, żeby zdążyć z pomocą, nim dojdzie do tragedii – mówi. – W szkole policyjnej uczymy się, jak należy postępować w sytuacjach zagrożenia życia, a więc także, jak ratować osoby z pożaru. Ja po prostu robiłam to, co do mnie należało. Policjantem jest się przecież całą dobę.
Z sierżant Katarzyny dumni są przełożeni i koledzy.
– Jest świetną policjantką, m.in. brała udział w konkursie „Policjant ruchu drogowego” – mówi mł. insp. Andrzej Żyliński, komendant powiatowy Policji w Gołdapi, któremu również zdarzyło się ratować ludzi z płonącego budynku. – Koleżeńska, zdyscyplinowana i skromna, ale też stanowcza, ma wspaniałe wyniki w służbie. Bardzo ją cenimy.
– Jeśli pani sierżant chciałaby zmienić pracę, to do nas, strażaków, może iść jak w dym – dodaje kpt. Kamil Pawlukanis.
Grażyna Bartuszek
zdj. Andrzej Mitura
Dziewięciu wspaniałych
24 marca br. funkcjonariusze z KPP w Cieszynie wynieśli mężczyznę z płonącej kamienicy oraz ewakuowali jej mieszkańców. W akcji ratowniczej dwóch policjantów odniosło obrażenia.
W akcji uczestniczyli: mł. asp. Arkadiusz Kolczarek i asp. Jolanta Dziwulska (oboje z wydziału kryminalnego); asp. sztab. Tomasz Domagała, mł. asp. Tomasz Foltyn (z zespołu ds. nieletnich); mł. asp. Piotr Jakubiec, asp. Krzysztof Krzempek i st. sierż Tomasz Pocha (dzielnicowi) oraz st. sierż. Grzegorz Wiśniowski i sierż. Adrian Lipowski (z zespołu wywiadowców).
BYLI PRZED STRAŻĄ POŻARNĄ
Około 16.00 mł. asp. Arkadiusz Kolczarek i asp. Jolanta Dziwulska, przejeżdżając nieoznakowanym radiowozem ulicą Poniatowskiego, zauważyli dym wydobywający się z okna kamienicy położonej 150 metrów od KPP w Cieszynie. Policjanci pobiegli do budynku, oczywiście przedtem zawiadamiając swoją jednostkę. Dyżurny, po wezwaniu straży pożarnej, natychmiast skierował na miejsce pożaru wszystkich policjantów znajdujących się w komendzie. Zanim jednak dotarli do kamienicy, a trwało to dosłownie kilka chwil, aspiranci z kryminalnego wszczęli alarm w budynku i ewakuowali kilka osób z mieszkań.
Dalsze działania prowadzili wspólnie.
– Po ewakuacji wszystkich mieszkańców parteru policjanci weszli na pierwsze piętro, gdzie znajdowało się mieszkanie, w którym wybuchł pożar – opowiada asp. Rafał Domagała, oficer prasowy KPP w Cieszynie. – Drzwi były tak gorące, że nie zdecydowali się ich otworzyć. Istniało też niebezpieczeństwo, że gdy do środka dostanie się powietrze, pożar bardziej się rozprzestrzeni.
Straż pożarna miała do przebycia kilka kilometrów, a w budynku było coraz więcej dymu, trudno było oddychać. Mimo to policjanci kontynuowali ewakuację mieszkańców. W efekcie z siedmiu mieszkań wyprowadzili 13 osób.
PRZEZ OKNO DO CELU
Przez chwilę wydawało się, że wszyscy są już bezpieczni. Jedna z ewakuowanych osób przypomniała sobie jednak, że w płonącym mieszkaniu może przebywać jego właściciel. Policjanci, wiedząc, że szaleje tam ogień, weszli na balkon, a po wyważeniu zewnętrznych rolet antywłamaniowych i wypchnięciu szyb, dostali się do środka. Na kanapie jednego z pomieszczeń leżał mężczyzna. Wynieśli go na zewnątrz, gdzie czekało już pogotowie ratunkowe.
Gdy na miejsce zdarzenia dotarli strażacy, policjanci zabezpieczali teren wokół budynku i pomagali w akcji gaśniczej.
RANNI POLICJANCI I KREWKI SPRAWCA
W akcji ratowniczej obrażenia odnieśli dwaj funkcjonariusze. Sierż. Adrian Lipowski zatruł się tlenkiem węgla, stracił przytomność po wyjściu z kamienicy. Na szczęście lekarze ze Szpitala Śląskiego w Cieszynie przywrócili mu funkcje życiowe. Do tej samej placówki trafił też asp. Krzysztof Krzempek, miał poparzone dłonie i złamaną rękę.
W szpitalu znalazł się też mężczyzna, którego funkcjonariusze wynieśli z płonącego mieszkania. Nie odniósł obrażeń, a ponieważ był pijany, co wykazało badanie krwi, lekarze skierowali go do izby wytrzeźwień. Podczas doprowadzania do izby znieważył strażników miejskich oraz naruszył ich nietykalność cielesną.
SĄ DLA NICH WZOREM
– Akcja ewakuacyjna przeprowadzona została perfekcyjnie – mówi Rafał Domagała. – Wszyscy jesteśmy pełni uznania dla ich postawy.
Grażyna Bartuszek
zdj. KPP w Cieszynie
Z wody
27 marca br. st. sierż. Tomasz Strzałkowski z Posterunku Policji w Różanie (woj. mazowieckie) uratował życie tonącemu w Narwi mężczyźnie. Narażając się na wielkie niebezpieczeństwo, wyciągnął go z lodowatej wody.
Tego dnia Tomasz Strzałkowski wraz z kolegą patrolowali radiowozem miasto i przylegające do niego tereny. Około 16.00 otrzymali zgłoszenie, że z Grubej Kaśki (dawne ujęcie wody pitnej, położone tuż nad Narwią) skoczył do wody mężczyzna i zaczął się topić. Natychmiast skierowali się nad rzekę. Przejeżdżając przez most, Tomasz Strzałkowski zauważył w odległości kilkuset metrów od Grubej Kaśki dryfującego w wodzie człowieka. Policjanci zjechali na brzeg rzeki. St. sierż. Tomasz Strzałkowski zdjął mundur i rzucił się do wody, by ratować tonącego.
BYŁ ŚWIADOMY ZAGROŻEŃ
– Błyskawicznie oceniłem sytuację, swoją i tego mężczyzny, nie było dobrze – opowiada policjant. – Dzień był szary, ponury, wiał silny, północny wiatr, nurt rzeki rwący. Przez moment wahałem się, czy podejmować akcję ratunkową, miałem do przepłynięcia około 200 metrów. Wiedziałem jednak, że jeśli temu człowiekowi nie pomogę, to on nie przeżyje.
Woda miała trzy, najwyżej cztery stopnie.
– Przeszywające zimno to nic, bałem się tylko, aby mężczyzna, gdy do niego podpłynę, nie zaczął wykonywać rozpaczliwych ruchów, wtedy moglibyśmy razem pójść na dno – dodaje st. sierż. Tomasz Strzałkowski.
Na szczęście, w nieszczęściu, mężczyzna stracił przytomność. Był ubrany w buty, spodnie, kurtkę z polaru, dzięki niej – jak podkreśla policjant – najprawdopodobniej nie poszedł na dno. Co chwilę zanurzał się pod wodę i wypływał.
Pan Tomasz podpłynął do tonącego, chwycił kołnierz kurtki i zaczął holować go do brzegu.
Po chwili podpłynęła po nich łódka – był w niej drugi z policjantów oraz jej właściciel, Stanisław Złotkowski, który od 45 lat wędkuje w Narwi.
– Po przypłynięciu na brzeg nieprzytomnemu mężczyźnie udrożniliśmy drogi oddechowe, zaczął oddychać, dalej był jednak nieświadomy – mówi policjant. – Po chwili przyjechało pogotowie ratunkowe, które odwiozło go do szpitala w Makowie Mazowieckim. 29-letni mieszkaniec gminy Długosiodło szybko wrócił do zdrowia. Badanie wykazało, że miał 1,6 promila alkoholu we krwi.
Przemarznięty policjant radiowozem pojechał do domu. Ogrzał się, przebrał i... wrócił do jednostki, by kontynuować służbę. St. asp. Kazimierz Skóra, kierownik Posterunku Policji w Różanie, natychmiast odesłał go do domu.
ZMIESZANY... ZAMIESZANIEM
St. sierż. Tomasz Strzałkowski pochodzi z Ciechanowa. W Policji służy od czterech lat, zaczynał w Komisariacie Policji Warszawa Wilanów, od 15 grudnia 2011 roku jest w Zespole Interwencyjno Patrolowym PP w Różanie. Ma żonę i dwie córeczki, ośmioletnią i czteroletnią. Jest bardzo skromny. Krępuje go zainteresowanie mediów, szczególnie wtedy, gdy określają go mianem bohatera.
– Zrobiłem, co do mnie należało. Cieszę się, że ten mężczyzna żyje. Owszem, ryzykowałem własne życie, ale przecież każdy policjant codziennie narażony jest na różne niebezpieczeństwa. Wstępując do Policji, zdawałem sobie z tego sprawę.
Tomasz Strzałkowski nie uważa się za dobrego pływaka.
– Pływam rzadko i jako tako. Do tonącego płynąłem żabką. Nie ma się czym chwalić.
Kazimierz Skóra błyskawicznie oponuje.
– Narew to bardzo piękna, ale niebezpieczna, ze zdradzieckimi wirami, rzeka – tłumaczy. – Jeśli dochodzą do tego tak złe warunki atmosferyczne, jak tego dnia, gdy Tomek uratował mężczyznę, to trzeba być bardzo dobrym pływakiem, by ją pokonać. A Tomek naprawdę jest świetny. Jako pływak, policjant i człowiek.
Kierownik dodaje, że w Narwi życie straciło już wiele osób. Najczęściej do utonięć dochodzi w sezonie wakacyjnym, ofiarami są wtedy głównie przyjezdni, korzystający z dzikich kąpielisk. Ale tragedie nie omijają również mieszkańców gmin podległych PP w Różanie.
– 1 kwietnia br. dostaliśmy zgłoszenie o zaginięciu dwóch mężczyzn z gminy Rzewnie – mówi st. asp Skóra. – Tydzień wcześniej między godz. 8 a 9 mieli przepłynąć łódką na drugą stronę Narwi. Słuch o nich zaginął (do dnia zamknięcia numeru nie zostali znalezieni).
DUMA I PODZIĘKOWANIA
Ze st. sierż. Tomasza Strzałkowskiego dumna jest cała Policja. Po tym, jak media nagłośniły jego bohaterską postawę, kontaktowali się z nim m.in. koledzy, z którymi był na kursie podstawowym w CSP w Legionowie oraz z WSPol. w Szczytnie, gdzie kończył specjalistyczny kurs dla dzielnicowych. Gratulowali, życzyli zdrowia i sukcesów zawodowych.
Policjanta doceniają też przełożeni. Otrzymał m.in. podziękowania od mł. insp. Witolda Lemańskiego, komendanta powiatowego Policji w Makowie Mazowieckim. Szef makowskich funkcjonariuszy zapowiedział, że wystąpi do mł. insp. Rafała Batkowskiego, mazowieckiego komendanta wojewódzkiego Policji, o przyznanie st. sierż. Tomaszowi Strzałkowskiemu Krzyża Zasługi za Dzielność.
WYPOCZYNEK Z WĘDKĄ
Pasją Tomasza Strzałkowskiego jest wędkowanie. Brał udział w Mistrzostwach Polski w Wędkowaniu. Największym okazem, jaki udało mu się złowić, był kilkukilogramowy szczupak.
– Wędkuję z lądu – mówi z uśmiechem. – Dla mnie to najlepszy sposób na wypoczynek. Mogę spokojnie zastanowić się nad pewnymi sprawami, przemyśleć je.
To, że lubi wędkować i przebywać nad wodą, nie znaczy, że jest pasjonatem zimnych kąpieli. Tym bardziej po wydarzeniach z 27 marca.
– Morsem to ja na pewno nie zostanę – dodaje z uśmiechem.
Grażyna Bartuszek
zdj. Andrzej Mitura
Niepechowy piątek, trzynastego
13 marca br. zastępca dyżurnego z Komendy Powiatowej Policji w Malborku telefonicznie instruował rodziców, jak mają reanimować swojego synka. Dzięki fachowości i opanowaniu policjanta czterotygodniowy chłopczyk został uratowany.
Tego dnia st. asp. Janusz Markowicz pełnił służbę jako zastępca dyżurnego KPP w Malborku. Około 19.00 odebrał telefon od płaczącej kobiety, która krzyczała, że jej dziecko zakrztusiło się, jest sine. Policjant błyskawicznie powiadomił pogotowie ratunkowe, po czym – krok po kroku – mówił, jak przeprowadzić resuscytację, zaznaczając, że w przypadku takiego maleństwa należy być wyjątkowo delikatnym i ostrożnym. Kobieta jego wskazówki przekazywała mężowi, który prowadził akcję ratunkową. Po kilku minutach chłopczyk odzyskał przytomność, jednak policjant nie rozłączył się, do przyjazdu karetki monitorował sytuację. Lekarz, który przybył na miejsce, stwierdził, że stan maluszka jest tak dobry, że nie ma potrzeby, by umieszczać go w szpitalu.
St. asp. Janusz Markowicz służy w Policji od szesnastu lat, od czternastu jest dzielnicowym gminy Miłoradz, podlegającej KPP w Malborku.
Zachowanie funkcjonariusza spotkało się z uznaniem ze strony kolegów i przełożonych. Insp. Wojciech Sobczak, pomorski komendant wojewódzki Policji, przyznał mu nagrodę pieniężną. Szef pomorskich policjantów zdecydował także o dodatkowym przeszkoleniu dyżurnych całego garnizonu w zakresie udzielania pierwszej pomocy medycznej.
Przypomnijmy, że 27 lutego br. podkom. Marek Gussmann, dyżurny KPP w Sztumie, reanimował przez telefon dwuipółtygodniową Wanessę (pisaliśmy o tym w nr. 4/2012 „Policji 997”). Z radością informujemy, że jej stan jest dobry i tuż przed Wielkanocą została wypisana ze szpitala.
G.B.
zdj. KPP w Malborku