Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Traseologia – początek i koniec badań kryminalistycznych

Są tacy ludzie w naszej formacji, którzy przyczyniają się do tego, że polska kryminalistyka robi wielki krok w rozwoju dostrzegalny również za granicą. Po takich ludziach powinny zostać dobrze „odbite ślady”. I to nie tylko w pamięci ich uczniów, kolegów i koleżanek. Żeby więc lepiej zabezpieczyć ten ślad przed upływem czasu, zapraszamy do krótkiej rozmowy.

Mł. insp. w st. spocz. dr  Leonarda Rodowicz ponad czterdzieści lat zajmowała się badaniami traseologicznymi w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym, systematyzując je i tworząc do nich, jako pierwsza na świecie, metodykę, z której korzysta się do dziś. W środowisku jest nazywana matką polskiej traseologii. Wykształciła wielu ekspertów i biegłych. Ostatnią jej uczennicą była mł. insp. (dziś już również w st. spocz.) Anna Przybylska, biegła ds. traseologii, która uczestniczyła w naszej rozmowie.

Jak Pani zapamiętała początki służby w policyjnym laboratorium?

Leonarda Rodowicz: To był 1969 r. Pracowałam w budynku w Alejach Ujazdowskich. W laboratorium praktycznie kobiet nie było, a w dziale zajmującym się mechanoskopią i badaniem dokumentów byli głównie sami mężczyźni. Zanim zajęłam się śladami obuwia, to trochę czasu upłynęło. Pracowałam w Wydziale Mechanoskopii. Było takie małe okienko między miejscem, w którym pracowałam, a główną częścią. Później dostałam mały pokój. Pierwotnie ślady obuwia badano w Wydziale Mechanoskopii.

Anna Przybylska: To ze względu na podobny sposób patrzenia na ślady. Dopiero w 1987 r. traseologia została wydzielona jako odrębna specjalność kryminalistyczna. I myślę, że jest to zasługa pani Leonardy. W ciągu ostatnich lat powstał wyraźny podział. Jeszcze w 2003 r. traseologia była częścią mechanoskopii. Obecnie jest odrębną specjalnością kryminalistyczną w Wydziale Badań Daktyloskopii i Traseologii CLKP

L.R.: No właśnie, były ślady butów, ale nie było metodyki badań. Pisało się wtedy: „kawałek śladu podeszwy”. Koniec i kropka. Ale co to znaczy? Zaczęłam się temu przyglądać i zobaczyłam, że to ma duże możliwości. Ale do tej pory żałuję, że nie zajęłam się wnętrzem obuwia, bo z tego też można bardzo dużo wyczytać. 

Dlaczego jest to takie ważne?

L.R.: Abstrahując od wszystkiego i historii, trzeba zauważyć, że kryminalistyka idzie bardzo do przodu, zwłaszcza świetnie rozwijają się badania daktyloskopijne i genetyczne. Ale przestępcy też się kształcą i potrafią nie zostawiać śladów, ale chodzą! Dlaczego więc ślady stóp odzianych, obutych i bosych są tak ważne? Bo do każdego miejsca zdarzenia, żeby cokolwiek zrobić, to trzeba dojść, dojechać, przebywać tam i stamtąd wrócić. To jest oczywiste, czyli te ślady na miejscu zdarzenia muszą być. Ślady obuwia czy stóp zostawia się zawsze.

Stworzyła Pani metodykę badań, która funkcjonuje do dzisiaj…

L.R.: Tak, podzieliłam badania na grupowe, indywidualizujące i indywidualne. Zabrakło mi czasu na badania wnętrz butów, tzw. wyściółki. 

Może Pani krótko opowiedzieć o różnicach w tych badaniach? Może będzie to przydatne dla młodych policjantów.

L.R.: Podział ten jest związany z występowaniem określonych cech na śladach traseologicznych i przekłada się bezpośrednio na wynik badania. Cechy grupowe to kształt, budowa i kompozycja wzornicza podeszwy. Indywidualizujące to cechy związane z eksploatacją obuwia oraz cechy produkcyjne. A indywidualne to cechy umożliwiające jednoznaczne zidentyfikowanie obuwia na podstawie pozostawionego śladu, np. charakterystyczne ubytki. Co ważne, biegły może wydać opinie – od kategorycznych do prawdopodobnych o różnej skali prawdopodobieństwa – co dla odbiorcy może być niezrozumiałe, dlatego istotna jest współpraca między zlecającym a biegłym na każdym etapie badań. 

Waga ma znaczenie?

L.R.: Tak, ten sam ślad będzie inny, jeżeli człowiek będzie ważył o 20 kg mniej od innego, będzie inna odległość od poszczególnych elementów. Ale to zależy też od podłoża, na którym pozostawiono ślad.

A.P.: Traseologia jest o tyle trudna, że najpierw trzeba ustalić, czy to, co widzimy, jest faktycznie śladem. Bo nie wszystko, co jest zabezpieczone, jest śladem traseologicznym. To jest pierwsza klasyfikacja i dosyć trudna. 

L.R.: I czy ten ślad nadaje się do jakichkolwiek badań.

A.P.: Wszyscy traseolodzy opierają się na doktoracie pani Leonardy i uczą się metodyki, którą opracowała, chociaż doktorat nigdy nie został opublikowany. Mamy tę wiedzę, ponieważ pani Leonarda nam ją przekazała – bezpośrednio i w artykułach w „Problemach Kryminalistyki”. Kontynuując pracę, cały czas korzystamy z tego opracowania i wiedzy. Jest to nasz hołd i wkład w to, co pani Leonarda zrobiła. Dzięki jej staraniom Polacy mają najlepiej opracowaną i udokumentowaną metodykę tych badań.

Które ekspertyzy są najtrudniejsze dla badań traseologicznych?

L.R.: Te fragmenty, w których brakuje krawędzi buta, bo nie ma żadnego odniesienia. Najpierw trzeba zgrać, zrobić tyle śladów próbnych, żeby udało się ten dowodowy kawałek umieścić gdzieś w odbitce takiego buta.

I wówczas wszystkie te względne, takie jak ciężar ciała, podłoże, trzeba wziąć pod uwagę?

L.R.: Przede wszystkim układ elementów wzoru. Bo jak się odbije tylko kilka elementów, to trzeba to dopasować do podeszwy, bo wzór może być taki sam. Mało tego – może być starty od chodzenia, wtedy też jest mniej widoczny. Ciężar osoby jest bardzo ważny. Trzeba uwzględnić dużo elementów. Miałam kilka takich ekspertyz, w których badania traseologiczne i kategoryczna opinia pomogły niewinnym ludziom.

Ekspertyza wskazuje na sprawcę?

L.R.: Ja nie mogę powiedzieć, czy to on, czy nie on. Mogę tylko powiedzieć, czy to jego but. I taka jest różnica między traseologią a daktyloskopią. Daktyloskop mówi, że to nie on, a ja mówię, że nie jego but. Ludzie będą chodzili w butach zawsze. 

Dla jednej z prowadzonych przez Panią spraw wykonała Pani 1060 prób. Wówczas właśnie, na postawie Pani opinii, człowiek został uniewinniony.

L.R.: Tak, pamiętam. Ślad był 36 mm na 25 mm, miałam tylko fragment wzoru. Dyrektor nawet mnie zapytał, po co robię tyle prób, ale dzięki temu udowodniłam, że ten człowiek był niewinny. 

Czego potrzebuje biegły z zakresu traseologii od technika kryminalistyki? Czy jest coś, co może ułatwić pracę przy opracowaniu opinii?

L.R.: Najlepsze pytanie z możliwych, bo technicy są źródłem wszystkich badań, ale chyba nikt pani nie odpowie na to pytanie. Należy… (długie zastanowienie).

Porządnie robić swoją robotę?

L.R.: No właśnie. To jak oddychanie. Jak się jest na zdarzeniu, to trzeba zebrać wszystko, co jest możliwe. Trzeba lubić to, co się robi, i dobrze wiedzieć, co się robi. Trzeba czuć, że ma to sens, że to pomaga ludziom. I czasem stanowi o ich być albo nie być. Do tej pracy trzeba mieć pasję. 

Już chyba wiem, dlaczego została Pani nazwana matką polskiej traseologii.

L.R.: Bo trudno ze mnie ojca zrobić… (śmiech).

To też, ale przede wszystkim dlatego, że Pani bardzo dużo wymaga od siebie i ma Pani ciągle potrzebę przyglądania się, czy może jeszcze uda się coś z tych śladów wyczytać.

L.R.: Nigdy nie miałam poczucia, że wszystko wiem. Nie na wszystkie pytania z traseologii czy kryminalistyki znam odpowiedź. Nie ma chyba takich ludzi, bo kryminalistyka to ogrom wiedzy. Gdy nie umiałam odpowiedzieć od razu na jakieś pytanie, mówiłam, że odpowiem telefonicznie, jak się dowiem.

A.P.: Pani Leonarda nauczyła mnie ważnej rzeczy, zawsze mówiła na wykładach: „Nie wstyd pytać, wstyd nie wiedzieć”. Utkwiło mi to w pamięci. Pytajcie, ale jak nie będę umiała odpowiedzieć, dowiem się i wrócę z odpowiedzią.

Co jest takiego w kryminalistyce, że ciągle jest dla Pani żywa, i że - jak sama Pani mówi - kocha ją bezwzględnie?

L.R.: Dalej kocham kryminalistykę, dlatego że może dać niewinnemu człowiekowi wolność. Ciągle walczę ze sobą, żeby przestać o niej myśleć, ale się to nie udaje. Kryminalistyki nie można traktować jak czytania gazety, nie można jej odłożyć ot tak.

A jak Pani chodzi na zakupy lub na spacer, to patrzy Pani na ślady butów?

L.R.: Oczywiście. Czasami aż wściekła jestem na siebie. 

Dlaczego dzisiaj traseologia jest trochę na uboczu badań?

L.R.: Dlatego, że to wymaga dużo pracy, a efekty są małe. Bo ekspert udowadnia tylko, że ślad pochodzi od tego buta albo nie, a o człowieku nie mówi. 

Lubimy mieć szybkie i kategoryczne wyniki.

L.R.: Ale w badaniach traseologicznych są jeszcze bardzo duże możliwości. Miałam kiedyś taką sprawę do badań, ze skarpetą. Był ślad buta i wyglądało tak, jakby ktoś się potknął, spadł mu but i drugą nogą już była skarpeta. I teraz, czy można te dwa badania połączyć? No nie można. Można zrobić tylko oddzielnie dwie ekspertyzy. 

A gdyby była metodyka wyściółki, to może udałoby się to połączyć?

L.R.: Może.

A.P.: Nadal zabezpiecza się bardzo dużo śladów, ale rzadko się je wykorzystuje, ponieważ nie zabezpiecza się materiału porównawczego. Nie szuka się go. Jest teraz bardzo duża różnorodność wzorów podeszwowych na rynku. Gdyby był aktualizowany katalog, może byłoby większe zainteresowanie dochodzeniowców. Traseologia broni się jeszcze badaniami oceniająco-typującymi, czyli wizualizacją śladu i typowaniem wzorca, ale badań porównawczych jest coraz mniej.

L.R.: Nie wszystko powinno iść w kierunku badań genetycznych i instrumentalnych, ponieważ – jak to mówią – historia kołem się toczy i przyjdzie moment, że wróci się do starych metod. Ale jeżeli zapomni się o sposobach wykorzystania tych śladów, to później będziemy musieli się uczyć tego od nowa. 

Czyli będziemy odkrywać odkryte.

L.R.: A jesteśmy na dobrej drodze, żeby pójść w taką stronę. Bo teraz ktoś wyciągnie wtyczkę i wrócimy do jaskini.

A.P.: Jak jedziemy na oględziny, to najpierw patrzymy, jaka jest ścieżka dojścia i odejścia sprawcy, czyli zaczynamy od traseologii.

L.R.: Wszedł – wyszedł.

A.P.: Traseologia to jest początek i koniec kryminalistyki.

L.R.: Proponuję taki tytuł artykułu. Bo tak może być. Przez chwilę zachłysnęliśmy się nowoczesną technologią, a jak trzeba będzie wrócić do początku, to nie będzie nikogo, kto się na tym zna. 

Oby tak nigdy się nie stało. Dziękuję za rozmowę.

Izabela Pajdała
zdj. Krzysztof Potocki, CAFP