Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Kryptonim „cmentarz”

„Dobry śledczy potrafi dostrzegać drobiazgi, ślady pozornie nieistotne, musi wykonywać benedyktyńską pracę zbierania maleńkich kawałeczków, strzępków informacji i składania ich w całość, porównywania, drążenia” – mówił przed laty w wywiadzie dla miesięcznika „Policja 997” 2017, nr 10–11 Bogdan Michalec, kierujący wtedy pierwszym w Polsce policyjnym Archiwum X w Krakowie.

Ta drobiazgowość i wnikliwość śledczych powodowały, że sprawiedliwości po latach stawało się zadość. Tak było w wielu sprawach, także w tej o kryptonimie „Cmentarz”.

Mężczyzna leżał na poboczu wąskiej drogi prowadzącej do cmentarza. Wyglądał tak, jakby spał. Przechodząca obok kobieta uznała, że to pijany, który upadł i zasnął. Był koniec listopada, bardzo zimno, pomyślała, że może zamarznąć i zadzwoniła po pogotowie. Po kilkunastu minutach na miejscu zjawiły się pogotowie i policja. Lekarz stwierdził zgon, jako prawdopodobny powód śmierci podał wychłodzenie.

Ofiara własnego nałogu

Policjanci dokonali standardowych oględzin miejsca zdarzenia. Przy zwłokach nie znaleziono żadnych dokumentów. Wkrótce analiza toksykologiczna wykazała, że denat miał we krwi 4 promile alkoholu. Zwłoki znaleziono między cmentarzem a fortem w Batowicach – ulubionym miejscem libacji okolicznych lumpów, prawdopodobnie mężczyzna pił tam alkohol, a potem idąc kompletnie pijany, upadł i po kilku godzinach zmarł z wychłodzenia. Nie wyglądał jednak na lumpa, był przyzwoicie ubrany, miał czyste buty. Oględziny zwłok nie wykazały żadnych zewnętrznych obrażeń ciała. Wyglądało na to, że padł ofiarą własnego nałogu. Ciało mężczyzny jako niezidentyfikowane pozostało w zakładzie medycyny sądowej w oczekiwaniu na to, że znajdzie się ktoś, kto go rozpozna.

Osiem dni później, 4 grudnia 2006 r. w Zakładzie Medycyny Sądowej w Krakowie pojawiła się Renata N. Twierdziła, że poszukuje swojego męża, który od kilkunastu dni nie daje znaku życia. Kiedy okazano jej zwłoki mężczyzny znalezionego przy drodze koło cmentarza, wybuchła płaczem. Rozpoznała swojego męża Tomasza N. Kobietę poinformowano, żeby zgłosiła się na Policję złożyć zeznania, ale jak się później okazało, nie zrobiła tego. Natomiast Tomasz N. bardzo szybko, kilka dni po identyfikacji, został pochowany w rodzinnym grobowcu.

Policja przesłuchała Renatę N. dopiero w lutym. Kobieta zeznała, że jej mąż był uzależniony od alkoholu i leków psychotropowych, był chorobliwie zazdrosny i często agresywny. Przedstawiła dokumenty świadczące o uzależnieniu męża. W marcu 2007 r. dochodzenie zostało umorzone, ponieważ uznano, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych.

Czyste buty i inne zagadki

I zapewne tak by pozostało, gdyby nie to, że w Wydziale Kryminalnym KWP w Krakowie działała już specjalna grupa nazywana Archiwum X. Policjanci z tej grupy sięgali po niewykryte sprawy o zabójstwo, a także po nietypowe zaginięcia czy niezbyt jasne okoliczności zgonów. Kiedy natrafili na sprawę Tomasza N., ich wątpliwości wzbudziło kilka szczegółów, które nie zostały do końca wyjaśnione.

Bogdan Michalec, kierujący wtedy grupą Archiwum X wspomina, że pierwsza wątpliwość nasunęła się już po wstępnym zapoznaniu się z protokołem oględzin ciała denata. Wynikało z nich, że w chwili znalezienia zwłok zmarły był w czystym, przyzwoitym ubraniu, ogolony i uczesany, na jego butach nie było ani śladu błota. Jak to możliwe, skoro miejsce, w którym go znaleziono, było błotniste i gliniaste? Drugą wątpliwość wzbudził fakt, że dość elegancko ubrany mężczyzna miał źle zapięte guziki marynarki, jakby nie sam się ubierał. Te niby drobne szczegóły kazały policjantom przyjrzeć się sprawie bliżej.

W aktach umorzonego postępowania znajdowały się zeznania żony zmarłego. Mówiła o tym, że mąż nadużywał alkoholu i leków psychotropowych, był chorobliwie zazdrosny i często agresywny. Z tego powodu wyprowadziła się od niego wraz z dziećmi. Ale były też zeznania sąsiadki zmarłego, która podawała w wątpliwość naturalną śmierć mężczyzny, twierdziła, że był w ostrym konflikcie z żoną, która miała kochanka, że czegoś się bał, że widziała go pobitego. Te zeznania w ogóle nie zainteresowały policjantów w 2007 r., zainteresowały dopiero kilka lat później śledczych z Archiwum X.

W 2010 r. za zgodą prokuratury Archiwum X podjęło tę sprawę, nadając jej kryptonim „Cmentarz”. Policjanci uzyskiwali coraz to ciekawsze informacje na temat trybu życia, zwyczajów, kontaktów zmarłego i jego najbliższych. Szczególnie interesująca wydawała się informacja, że kilka miesięcy przed śmiercią zmarły został spadkobiercą nieruchomości pod Krakowem. Również szczegółowe przesłuchanie sąsiadki Tomasza N., tej która powątpiewała w jego naturalny zgon, przyniosło wiele nowych informacji, m.in. że Tomasz N. został kiedyś pobity przez ludzi nasłanych przez żonę, oraz że dzień przed tym jak znaleziono go martwego, sąsiadka widziała go wychodzącego z domu w towarzystwie dwóch mężczyzn.

Ekshumacja rozwiewa wątpliwości

Wątpliwości co do przyczyn zgonu było coraz więcej, w wyjaśnieniu wielu z nich mogłyby pomóc m.in. badanie próbek tkanek i włosów pobranych od denata, ale do tego potrzebna była ekshumacja. Prokurator wahał się dość długo, wreszcie w 2013 r. wyraził na nią zgodę. Decyzja okazała się słuszna. Badania toksykologiczne potwierdziły podejrzenia – Tomasz N. został otruty. W jego w ciele stwierdzono nienaturalnie wysokie stężenie pewnego środka leczniczego, do którego sam zmarły nie mógł mieć dostępu. Fakt, że żona Tomasza N. była pielęgniarką, wskazywał trop.

Z ustaleń śledczych wynikało, że Tomasz N. kilka razy był karany za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu i z tego powodu w 2006 r. trafił do więzienia. Tam poznał Mariusza B. który odsiadywał wyrok za handel narkotykami. Zaprzyjaźnili się i po odbyciu kary obydwaj panowie spotykali się, zaprzyjaźniły się ze sobą także ich żony i dzieci. I tak oto sprawdzając pozornie poboczny wątek, czyli rodzinę B., policjanci trafili na elektryzujące informacje. Okazało się, że Mariusz B. i jego żona zostali oskarżeni o porwanie dziecka. Było to dwa lata po śmierci Tomasza N., a oskarżyła ich… jego żona Renata. Kiedy jednak dziecko w obecności psychologa oświadczyło, że mama sama zawiozła go do „cioci i wujka”, Renata plącząc się w zeznaniach, oświadczyła, że małżeństwo R. prześladuje ją, żądając zwrotu 100 tys. zł, które rzekomo mieli kiedyś pożyczyć jej mężowi. Mariusz B. został skazany za porwanie na dwa lata.

Wszystko to było tak pokrętne i niespójne, że doświadczeni policjanci z Archiwum X postanowili zajrzeć w ten konflikt głębiej.

I tak po nitce do kłębka…

„Czekali na jego śmierć”

Policjanci nie zdążyli przesłuchać w tej sprawie Mariusza B., ponieważ popełnił samobójstwo. Wtedy zdecydowała się mówić jego żona Magdalena. Zeznała, że kiedy 25 listopada 2006 r. wróciła do domu, zastała w mieszkaniu swojego męża oraz Renatę N. i jej kochanka Artura B. Na wersalce siedział oparty nieprzytomny Tomasz N. Mężczyźni wlewali mu do ust alkohol z półlitrowej butelki spirytusu, na którą był założony dziecięcy smoczek. Wódka była koloru zielonego, domyśliła się, że były w niej rozpuszczone jakieś środki. Renata w lateksowych rękawiczkach co chwilę sprawdzała Tomaszowi puls.

– Wyglądało na to, że wszyscy czekali na jego śmierć – zeznała Magdalena B. Zapamiętała, że Renata N. powiedziała, że robi to po to, żeby Tomasz nie przepił całego majątku.

Organizm Tomasza N. przyzwyczajony do alkoholu bronił się długo. Wreszcie ubrali go, wzięli pod ręce i pozorując, że prowadzą pijanego, wsadzili go na tylne siedzenie samochodu, zawieźli w okolice fortu w Batowicach i tam wyrzucili.

Kilka miesięcy później Renata N. przejęła odziedziczony przez męża majątek – działkę z domem. Mariusz B. za pomoc w pozbyciu się Tomasza miał dostać 100 tys. zł, jak tylko Renata sprzeda dom. Kiedy znalazł się kupiec, Mariusz chciał być obecny przy transakcji, żeby dopilnować obiecanych pieniędzy. Renata odmówiła, ale oddała mu swojego młodszego syna jako… zakładnika. Potem, żeby pozbyć się natrętnych żądań, oskarżyła małżeństwo B. o porwanie chłopca.

Zeznania Magdaleny B. potwierdził wynik badania wariografem.

Renata N. i jej partner Artur B. zostali aresztowani.

W 2017 r. 10 lat po zbrodni Renata została skazana na 10 lat, a jej konkubent na trzy lata pozbawienia wolności. Sprawiedliwość dosięgła ich po latach.

Elżbieta Sitek

zdj. freepik