Gmina Puńsk leży przy samej granicy z Litwą, ale nieco na uboczu od drogi krajowej nr 16 prowadzącej do Wilna. Puńsk ma około 1200 mieszkańców i jest największą z okolicznych wsi. Wokół na wzgórzach są rozsiane mniejsze osady: Trakiszki, Krejwiany, Wołyńce, Kompocie, Pełele, Dziedziule czy Ogórki. W sumie 33 wsie. Gdzie kończą się jedne, a zaczynają drugie, trudno powiedzieć. W gminie żyje około 4350 osób, z których około 80 proc. deklaruje narodowość litewską. Czy ma to jakieś znaczenie? I tak, i nie, bo Litwini dbają o swoją odrębność kulturową, ale z Polakami żyją w zgodzie. Zresztą tak naprawdę przyjezdny może mieć trudności w połapaniu się, kto jest kim, bo Litwini równie dobrze jak swoim językiem władają polskim, a miejscowi Polacy często też znają język swoich sąsiadów Litwinów.
Na posterunku
Asp. szt. Jerzy Stankiewicz równie płynie mówi zarówno po polsku, jak i po litewsku. Jest Litwinem z dziada pradziada.
– Gdy przyjmuję zawiadomienie czy przeprowadzam interwencję, zazwyczaj rozmowa jest w języku litewskim. Jeśli mam przed sobą Litwina, tak jest prościej. Dokumentację jednak sporządzam w języku polskim.
Posterunek Policji w Puńsku podlega Komendzie Powiatowej Policji w Sejnach. Dziś mieści się na górnym piętrze budynku urzędu gminy, do którego można wejść głównym wejściem albo od zaplecza. Posterunek ma przydzielonych siedem etatów policyjnych.
– Mamy dwa wakaty, a także wspieramy KPP. Jednak dziś jeden funkcjonariusz jest na długotrwałym zwolnieniu lekarskim, a drugi właśnie się pochorował.
\
I tak asp. szt. Jerzy Stankiewicz pozostał sam, ale daje radę.
– Do służby wstąpiłem 20 listopada 1996 r. Kurs podstawowy odbyłem w Białymstoku, a potem na dwa lata wróciłem do Sejn. To są moje rodzinne strony. W 2000 r. zostałem skierowany na kurs dzielnicowych. W tym czasie do Puńska dojeżdżał dzielnicowy z KPP w Sejnach. Poprzednim komendantem Komisariatu Policji w Puńsku też był Litwin, sierż. szt. Albin Grzymałowski i to on tak naprawdę mnie tu ściągnął.
Proboszczem parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Puńsku musi być Litwin lub osoba mówiąca w języku litewskim. Taki zapis obowiązuje od ponad 400 lat. Obecny proboszcz ks. Andrzej Opanowski jest Polakiem, ale nauczył się języka litewskiego. Nie ma wymogu, by w Puńsku funkcjonariusze Policji choćby znali język litewski, ale... jest to oczekiwane przez miejscową społeczność.
– Od 22 lat mieszkam w Puńsku, a od 1 października 2002 r. jestem kierownikiem tego posterunku. Ludzie wiedzą, gdzie mieszkam, przychodzą ze swoimi sprawami. W domowej atmosferze łatwiej się rozmawia, jak są sprawy pilne, to automatycznie kieruję do KPP w Sejnach.
Granica
Gmina ma dwa przejazdy drogowe z Litwą – w miejscowości Trompole i Krejwianach oraz jedno kolejowe na stacji w Trakiszkach. Gdy nasiliła się nielegalna imigracja, były wzmożone patrole ruchu drogowego i liczne zatrzymania. Policjant patrzy na zegarek i kieruje radiowóz do Trakiszek. Raz dziennie, około godziny 14.30 przyjeżdża jedyny pociąg pasażerski z Litwy, z Mockavy, czyli z Maćkowa. Bez przesiadek można nim dojechać przez Warszawę do Krakowa. Gdy pociąg zatrzymuje się na stacji, wsiadają do niego funkcjonariusze Straży Granicznej oraz asp. szt. Jerzy Stankiewicz, jako wsparcie wspólnie prowadzonych działaniach kolejowych. Pasażerów nie ma wielu, ale skład nie może ruszyć, dopóki wszyscy nie zostaną skontrolowani. Zgodnie z rozkładem jazdy pociąg rusza w dalszą drogę o 14.48. Trakiszki znów zasypiają. Duży budynek stacji jest w tej chwili opuszczony. Są plany poprawy szlaku kolejowego do krajów nadbałtyckich. Może jeszcze i tu kiedyś dotrze pendolino pełne turystów. Przydałoby się.
Gdy asp. szt. Jerzy Stankiewicz jedzie radiowozem czy idzie ulicą, ludzie go pozdrawiają.
– Jak pyta mnie szef, co słychać, odpowiadam, że ludzie się kłaniają, witają, czyli jest dobrze. Ale to nie tylko moja zasługa, tylko wielu ludzi każdego dnia na to pracujących – od władz gminy, przez działalność Domu Kultury Litewskiej i szkoły, do wychowywania kolejnych pokoleń przez rodziców. Dbałość o litewską tożsamość narodową, język, kulturę wspiera pozytywne postawy. Tutaj na zajęcia artystyczne w domu kultury przychodzą już trzyletnie maluchy, potem tańcząc w zespołach ludowych czy śpiewając, przez lata mają zagospodarowany cały swój czas po lekcjach. A kto woli sport, gra w koszykówkę, bo to narodowy sport Litwinów i są w nim naprawdę dobrzy. Dlatego nie mamy takich problemów, jakie gdzie indziej są powszechne wśród młodych.
W czasie wolnym nikt się tu nie nudzi
Dom Kultury Litewskiej od chwili powstania w 1956 r. był miejscem spędzania wolnego czasu.
– Ludzie się zbierali, aby wysłuchać odczytów, wykładów na różne tematy. Organizowano turnieje szachowe i warcabowe. W wolne wieczory rolnicy przychodzili czytać prasę, posłuchać litewskiego radia. Organizowano tu także różne wystawy, spotkania z pisarzami, wieczory czytania baśni dla dzieci, wyświetlano litewskie filmy – mówi dyrektor Asta Pieczulis w chwili przerwy podczas próby zespołu tanecznego licealistów. Jest wieczór, a młodzi po zajęciach nie rozeszli się do domów, by wbijać oczy w ekrany smartfonów, tylko tańczą. – Mamy w sumie dziewięć zespołów artystycznych.
W DKL mieści się także Muzeum Etnograficzne Józefa Vainy. Tu także można poznać burzliwe losy tych ziem, zwłaszcza po I wojnie światowej, gdy Polska i Litwa walczyły o swoje. Sejny aż 11 razy przechodziły z rąk do rąk.
– Walki były krwawe. Litwini przegrali i te ziemie weszły w skład państwa polskiego. Tak nasza Litwa została okrojona i dosyć mała – mówi Julia Racis, autorka publikacji i książek historycznych. W jej głosie można wyczuć nutę smutku takim rozstrzygnięciem, ale trudno się jej dziwić, skoro do granicy z Litwą są stąd zaledwie trzy kilometry w linii prostej.
W 2011 r. był problem narodowy między Polską a Litwą. Tu nazwy miejscowości są oznaczane w obu językach. Wtedy litewskie nazwy były zamalowywane.
– Prowadziliśmy działania procesowe, ale sprawców nie ustalono, a sprawcy więcej się nie pojawili – kwituje policjant, niechętnie wracając do tamtych wydarzeń. Nie były to dla niego łatwe dni, bo o sprawie zrobiło się głośno w całym kraju, a miejscowi liczyli, że Policja wykryje sprawców. – Litwini to są spokojni, ugodowi ludzie. Nieroszczeniowi. Wszyscy dziwnie się z tym czuliśmy.
Wszystkie sprawy duże i małe
Oczywiście Puńsk to nie jest tak, że tylko „wieś tańczy i śpiewa”. Gminna Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych nie zarosła kurzem. Policjant chwali współpracę.
– Jeśli ktoś chce podjąć leczenie, to jesteśmy w stanie w ciągu dwóch, trzech tygodni załatwić miejsce w szpitalu.
Zapadł zmrok, złapał lekki mrozek. Policjant pamięta, że jest jeszcze jeden adres, pod który warto podjechać i sprawdzić, co tam słychać.
– W Rejsztokiemie mieszka pan Józef Januszko z siostrą. Oboje mają już swoje lata. Odwiedzamy takowe osoby w okresie jesienno-zimowym. Kobieta jest upośledzona i w listopadzie na wniosek dalszej rodziny ze wsparciem pracowników GOPS-u, lokalnych policjantów udało się ją umieścić w domu pomocy społecznej. Ich gospodarstwo jest na uboczu, w lesie. On został sam, a wtedy różnie bywa – mówi policjant.
W chałupie Józefa jest ciemno, a drzwi zamknięte. Na podwórku szczekają dwa psy, a poza tym wielka cisza.
– Zimą na wsi, gdy przy gospodarce jest mniej roboty, to można nadrobić zaległości towarzyskie – uśmiecha się policjant. – Jutro go poszukam.
Służba tego dnia dobiega końca. Kierownik posterunku odebrał kilka telefonów, ale do drzwi nikt nie zapukał.
– Są takie spokojne dni, nie narzekam.
Policjant jest zawsze gotowy do niesienia pomocy. Od dwóch lat jest także strażakiem ochotnikiem przy lokalnym OSP w Puńsku.
– Kilka lat temu rankiem, jeszcze przed służbą, pod mój dom podjechał ciągnikiem obywatel Litwy, szukając pomocy. „Panie policjancie, skradziono mi krowę i po śladach widzę, że prowadzą one do pewnej przygranicznej miejscowości w Polsce, i wiem, do której posesji”. Dzięki temu, że ludzie we wsi wskazali mu, gdzie mieszkam, udało nam się tę krowę odzyskać w ostatniej chwili. Była przygotowana do transportu w głąb Polski, a tak wróciła na Litwę.
Jurgi znaczy Jurek
Od rana w Puńsku jest większy ruch. Jak na tak niewielką miejscowość, jest tu sporo sklepów. Tam, gdzie jest tylko kilka czy kilkanaście chałup, nawet jeden by się nie utrzymał. Tu są sieciówki, ale i rodzinne, w których można kupić pieczywo według litewskiej receptury czy własne wędliny.
Asp. szt. Jerzy Stankiewicz, wychodząc z posterunku, spotyka Piotra Wołyńca – mężczyznę objętego procedurą „Nie bądźmy obojętni”. Choć ma wypracowane lata, nie chce korzystać ze świadczeń emerytalnych, które mu przysługują. Mężczyzna samotnie zamieszkujący jest nieporadny życiowo.
– Labadena Ponas Petrai. Ar jus sveiki ar jus turit maisto, ar turit kuom kurent pećui? (tłum.: Dzień dobry, panie Piotrze. Jak tam zdrowie, czy ma Pan żywność, czy ma czym palić w piecu?) – pyta policjant.
Mężczyzna gestem dłoni i spojrzeniem daje znać, że sobie radzi.
– Kada atnesit dokumentus? Gausite pensiją (tłum.: Kiedy przyniesiesz dokumenty? Będziesz dostawał emeryturę) – pyta policjant.
– Na, as turesiu (tłum.: No, będę musiał) – odpowiada Piotr Wołyniec, ale pewnie znów nic z tym nie zrobi.
Miejscowi rozmawiają między sobą po litewsku, ale gdy w pobliżu znajduje się osoba, której nie znają, zazwyczaj przechodzą na język polski.
– Labas Jurgi (tłum.: Cześć, Jurek) – odzywa się do policjanta Witold Zimnicki ze stacji benzynowej. Kiedyś był tu CPN, potem jeszcze kilka razy na stacji zmieniał się szyld, ale pan Witold jest tu nieprzerwanie od 45 lat. W tej gminie każdy posiadacz pojazdu mechanicznego jest jego klientem i znajomym. Przyjedzie, ponarzeka, pochwali się. A jak zjawi się jakiś obcy, na pewno zwróci jego uwagę.
Nieopodal są dwie szkoły. Podstawowa z oddziałami polskimi i litewskimi oraz liceum ogólnokształcące z językiem litewskim. W liceum jest teraz 83 uczniów. Rok temu było 103. Prawie każdy uczeń uczestniczy w jakiejś aktywności pozalekcyjnej. Dwukrotnie w ostatnich latach chłopcy z LO byli mistrzami Podlasia w koszykówce, a w krajowych rozgrywkach międzyszkolnych dwa razy zajęli czwarte miejsce.
W gabinecie Alwida Niewulisa, dyrektora LO, na ścianie obok siebie wiszą dwa godła państwowe: Polski i Litwy.
– Naszym zadaniem jest przygotowanie uczniów do egzaminu maturalnego, ale także podtrzymanie tożsamości narodowej – mówi dyrektor. – Myślę, że udaje nam się jedno i drugie.
Dobrze mieć swojego
Asp. szt. Jerzy Stankiewicz ma łagodną naturę. Jest opiekuńczy, co widać nawet w jego rozmowach z mieszkańcami. Zaprasza na rozmowę na posterunku, gdy już naprawdę musi. W społeczności Małej Litwy ma ważne miejsce.
– Żyjemy w swoim gronie. Czasami zdarzają się przykre sprawy, ale cieszymy się, że układa nam się współpraca z Policją – mówi wójt gminy Puńsk Witold Liszkowski. – To dobrze, że pan Jurek jest z nami, bo swojego mieć, to zawsze jest dobrze.
Andrzej Chyliński
zdj. Jacek Herok