Technik kryminalistyki z KPP w Słupcy asp. szt. Marek Dominiak z pewnością należy do tej drugiej grupy ludzi. W jego przypadku życie zawodowe i prywatne nie wchodzą ze sobą na kurs kolizyjny. Inaczej nie byłby w stanie nosić munduru już 35 lat – plus wojsko. Kiedy odejdzie na emeryturę? On sam mówi, że końca tej drogi nadal nie widzi, bo zwyczajnie go nie wypatruje. I nigdy nie wypatrywał. Bo po co?
– Nie liczę, ile mam już służby, nie zakładam sobie, że popracuję jeszcze przynajmniej rok czy pięć lat. W ogóle nie myślę o tym w takich kategoriach. Mundur to dla mnie naturalny stan rzeczy, nieodłączny element mojej tożsamości. Po prostu żyję, a jedną z płaszczyzn tego życia jest Policja. Gdy się urodziłem, mój ojciec nosił mundur. Gdy mój syn miał dwa lata, ja sam nosiłem już mundur. Gdy urodziły się moje wnuki, to ich ojciec był już policjantem. Ciocia tych moich wnucząt, czyli moja córka, choć nadal się uczy, to w szkole nosi policyjny mundur. Same wnuki na szkolne bale najchętniej przebierają się za policjanta i policjantkę. Można powiedzieć, że mamy to w genach od czterech pokoleń – wspomina.
Pozytywny wzorzec asp. szt. Marek Dominiak musiał widzieć już w swoim rodzinnym domu. Jego ojciec, który był milicjantem od 1959 r., rozstał się z mundurem dopiero w 1991 r. już jako policjant, komendant posterunku. Widocznie chłopiec widział w ojcu kogoś wyjątkowego, skoro chciał pójść w jego ślady.
– Nigdy nie odczułem, żeby służba jakoś negatywnie rzutowała na to, jak funkcjonuje nasz dom. Ojciec doskonale czuł się w mundurze i w nim go zapamiętałem. Chodził w nim i do pracy i gdy był już po godzinach, był z niego dumny. To były takie czasy, że stróże prawa cieszyli się ogromnym szacunkiem społecznym. I nie mam na myśli strachu przed panem władzą, lecz autentyczny szacunek, na który sobie zasłużył tym, jakim był człowiekiem – wspomina.
W 1986 r. młody obywatel Marek Dominiak był już po ślubie, a rok później urodziło mu się pierwsze dziecko – syn Krzysztof. Wtedy zaczął myśleć o tym, żeby pójść w ślady ojca. Co ciekawe, nie były to zamiary motywowane wyłącznie romantycznym poczuciem powołania, ale także twardą kalkulacją.
– W 1988 r. wynajmowałem od PGR-u malutkie mieszkanie, w którym zamieszkiwaliśmy z żoną i dwuletnim Krzysiem. Warunki lokalowe były bardzo trudne i musiałem coś z tym zrobić, żeby poprawić nasz los. Złożyłem dokumenty, dostałem się. Po kursie podstawowym w Szczecinie, który trwał aż 11 miesięcy, wróciłem w swoje rodzinne strony. Otrzymałem znacznie lepsze mieszkanie służbowe, w którym mieszkamy do dziś. Już za chwilę dokonały się przemiany ustrojowe i zostałem policjantem. Mogę więc powiedzieć, że służę dłużej, niż istnieje nasza formacja – przyznaje.
Zapytany o służbę w czasach transformacji, weryfikacje funkcjonariuszy MO i nastawienie społeczeństwa do byłych milicjantów, a obecnych policjantów, aspirant sztabowy odpowiada: – W chwili, gdy dokonywały się przemiany, byłem na kursie podstawowym i w ciągu kilku miesięcy zostałem słupeckim policjantem – i to od razu dzielnicowym. Jeśli byłem weryfikowany, to nic na ten temat mi nie wiadomo. Wszystko dokonywało się płynnie, nie było rewolucji z dnia na dzień, raczej ewolucja. Dalej robiliśmy swoje, służąc społeczeństwu, najlepiej jak umieliśmy. W tym czasie byłem dzielnicowym, bardzo lubiłem tę funkcję i wiem, że byłem szanowany przez mieszkańców, których obsługiwałem. Nie było łatwo – prowadziliśmy postępowania, cała dokumentacja na maszynach do pisania – czasem z powodu jakiegoś błędu trzeba było przepisywać całą stronę od nowa. To była służba na trzy zmiany – gdy jeszcze dojeżdżałem do Słupcy, bywało, że zimą w nocy godzinami czekałem na pociąg. Ale satysfakcja z pracy z ludźmi w moim rejonie wynagradzała te niedogodności.
Asp. szt. Marek Dominiak ostatecznie odnalazł się na stanowisku technika kryminalistyki i więcej zmian specjalizacji nie planuje. Technika kryminalna to hermetyczna i wąska dziedzina. Tu nie musi być szybko i dużo, ale musi być dokładnie. Technicy mają wizerunek tajemniczych samotników, jednak asp. szt. Dominiak łamie ten stereotyp.
– Cały czas ciągnie mnie do ludzi, szczególnie lubię pracować z młodzieżą. Chętnie biorę udział w spotkaniach organizowanych przez dzielnicowych lub kolegów z wydziału zajmującego się nieletnimi i profilaktyką społeczną. Odkrywam przed dziećmi tajniki pracy technika kryminalistyki, pokazuję im, jak zabezpiecza się ślady. Młodzi ludzie są zapraszani do naszej jednostki, innym razem my odwiedzamy ich w szkołach, zdarzają się nawet epizody w grach terenowych organizowanych przez władze naszego miasta. Ale to wszystko jest możliwe tylko wtedy, gdy jest na to czas. A bywa, że jest go zdecydowanie za mało. Wraz z kolegami z dwóch innych powiatów tworzymy zespół techników kryminalistyki. Jeśli jest dyżur, bywa że na oględziny muszę jechać nawet 70 km. A jeśli zdarzeń jest kilka, to i przejechanych kilometrów może być dużo, dużo więcej – opisuje.
Bilans 35 lat służby w Policji wydaje się jednak bezdyskusyjnie dodatni. Co o tym świadczy? Pogodna na co dzień mina asp. szt. Marka Dominiaka oraz historia jego rodziny, która – jak to historia – lubi się powtarzać.
– Mój syn Krzysztof od 16 lat jest policjantem, technikiem kryminalistyki jak ja. To że chciał iść w moje ślady, to dla mnie ogromna satysfakcja – to znaczy, że chyba dałem radę jako ojciec. Córka Natalia jest w klasie mundurowej i w tym roku pisze maturę, a potem będzie starała się dostać do Policji – mówi z nieukrywaną dumą.
No i są jeszcze wnuki, które przebierają się już w mundury. I nawet jak dziadek na urlopie przyjedzie do Poznania i zabierze je swoim autem na lody, to zobaczą, że w stacyjce na kluczyku wesoło dynda brelok z logo „Policja”.
Tomasz Dąbrowski
zdj. archiwum asp. szt. Marka Dominiaka