Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Jesteśmy tam tylko gośćmi

W sierpniu tego roku o Afganistanie znów było głośno: zginął dwudziesty polski żołnierz, talibowie zabili ośmiu lekarzy z Misji Pomocy Międzynarodowej, a amerykański magazyn Time pokazał na okładce 18-letnią Afgankę, która odważyła się uciec od znęcającego się nad nią męża. Za karę została brutalnie okaleczona – obcięto jej nos i uszy. Tytuł na okładce stawia pytanie: Co się stanie, gdy opuścimy Afganistan?

Na razie nikt nie zna odpowiedzi. Wiadomo natomiast, że oprócz kontyngentów wojskowych w Afganistanie od 2007 r. są policjanci – pełnią tam służbę w ramach European Union Police Mission in Afghanistan (EUPOL Afghanistan – Misji Policyjnej Unii Europejskiej w Afganistanie, patrz ramka). W jej skład od 2008 r. wchodzi polski kontyngent w sile trzech funkcjonariuszy. Na pierwszej zmianie, od stycznia 2008 r. do kwietnia ub.r., dowódcą był podinsp. w st. spocz. Ludwik Maćkowiak, który na pytanie Time’a dałby taką odpowiedź: – Bez spokoju w Afganistanie nie ma spokoju w miastach Europy i dlatego wydaje mi się, że błędem byłoby pozostawić ten kraj samemu sobie. Tam się rodzi ogólnoświatowy terroryzm i nie możemy na to przymykać oczu.

RODZINA PODEJMUJE DECYZJĘ

Podinsp. Maćkowiak to doświadczony misjonarz: w czasie 18-letniej służby w Policji dziewięć lat spędził na misjach, m.in. w Bośni i Hercegowinie, Kosowie i Iraku. W Afganistanie był po raz pierwszy w 1999 r. – jako uczestnik operacji specjalnej ONZ w Tadżykistanie pełnił funkcję zastępcy komisarza misji i w jej ramach przemierzał Tadżykistan, Afganistan, Kirgistan i Turkmenistan. Natomiast do afgańskiej prowincji Samangan przyjechał w 2008 r. na 15 miesięcy i po zakończeniu zmiany chciał się tam znów wybrać – ale w listopadzie zeszłego roku zrezygnował z tego pomysłu, bo rodzina przestała z nim rozmawiać. Syn Filip w ogóle się nie odzywał, a Magda, dorosła córka, powiedziała, że jeśli znów pojedzie, to już z tej misji nie wróci. Takie miała przeczucie – pani Małgorzata, żona pana Ludwika, mówi, że córka ma psychologiczne wyczucie do ludzi. Maćkowiak został w domu, a w lutym tego roku odszedł na emeryturę.

(...)

OBRZUCONY KAMIENIAMI

Nie oznacza to wcale, że pobyt w kraju ogarniętym wojną to sielanka. Wiadomość o tym, że zabito lekarzy, bardzo go zaskoczyła – często jeździł z niemiecką lekarką, która rozwoziła leki i środki znieczulające, i była bardzo życzliwie przyjmowana. Chociaż afgańscy medycy są dobrze wykształceni, to szpitale budowane są za amerykańskie pieniądze; bardzo często operuje się w nich oczy kobietom chodzącym w burkach (zasłona na twarz w drobną kratkę bardzo niszczy wzrok). O kobiecie z okładki Time’a, która uciekła od męża i w Stanach ma przejść operację rekonstruującą okaleczenia, mówi, że nawet wywieziona z Afganistanu ma małe szanse na przeżycie – islam ma długie ręce.

Nie tylko Europejczykom trudno zrozumieć Afganistan i rządzące nim prawa: emerytowany policjant podkreśla, że w państwach islamu ludziom Zachodu bardzo łatwo o niewybaczalny błąd, trzeba się pilnować, bo tu prawo jest drugie po Koranie. Wspomina, że wiele razy obrzucano go kamieniami – to wyraz niechęci do obcych poprzedzający atak.

– Kiedyś wszedłem do domu, z którego chłopcy mnie obrzucili: ojciec był szewcem i mówił świetnie po angielsku, a syn, który we mnie rzucał, jeszcze nie znał tego języka. Przedstawiłem się i opowiedziałem, co się stało, wyjaśniłem, że jestem na misji wysłanej tutaj przez rząd Jordanii (było to w latach 2004–2005, podczas misji ONZ – red.). Ojciec nakrzyczał na małego, ale prosiłem, by tego nie robił – wytłumaczyłem mu, że rozumiem zachowanie chłopca: bał się mnie, bo widział, że jestem inny, dlatego tak zareagował.

(...)

CO MOŻE ZACHÓD

Potrzeba lat, by realia w Afganistanie chociaż zbliżyły się do tych z cywilizowanych krajów – co nie oznacza, że nie można zrobić nic, by przyspieszyć ten proces. Podinspektor mówi, że bardzo ważne jest budowanie dróg i szkół, zwłaszcza dla dziewcząt. Chociaż pozycja kobiety w islamie jest z góry przesądzona, czyli żadna, to właśnie edukowanie dziewczynek niesie szansę na zmianę tej sytuacji.

– W Afganistanie mężczyzna opiekuje się kobietą, bo wie, co jest dla niej najlepsze – tłumaczy. – W Ajbaku ojcowie puszczają córki do szkół, a te, wykształcone, zwykle wracają potem do domu i nic się nie zmienia w ich losie – ale zawsze jest szansa, że któraś się wyłamie i pójdzie do pracy. A gdy przyniesie wypłatę równą dobrej rocznej pensji mężczyzny, głowy rodziny, to bardzo szybko to właśnie ona będzie mieć decydujące zdanie w tym domu. Oczywiście zanim zaczniemy w ogóle myśleć o budowaniu gdziekolwiek szkoły, trzeba zorganizować spotkanie u sołtysa i skonsultować ten pomysł z mułłą.

(...)

– Mimo to cały czas musimy pamiętać, że stąpamy po kruchym lodzie – przypomina. – Tam ścierają się różne grupy interesów. Jakie? Nigdy się nie dowiemy. Skoro do tej pory żadna obca armia nie wyszła zwycięsko z walk z Afgańczykami na ich terenie, może trzeba zmienić metody? Radykaliści zajmujący się terroryzmem to przecież przestępcy, a tymi – w naszych krajach – zajmuje się policja, a nie wojsko.

To, o czym mówi, dobrze ilustruje jego własna przygoda: gdy trzy razy ogłoszono na niego wyrok śmierci, mimo że bał się jak nigdy dotąd, przeprowadził się do talibów – u nich żadnemu gościowi nie może spaść włos z głowy, więc skorzystał z tego prawa, by ocalić życie. Zresztą, przecież i tak mogli go zabić, kiedy chcieli. Na co dzień mieszkał w domu (zbudowanym z gliny i odchodów zwierząt, bo tak się buduje w Afganistanie) ochranianym tylko przez sześciu skandynawskich żołnierzy. Niedaleko stacjonował Amerykanin, który miał aż 22 ochroniarzy.

Aleksandra Wicik
a.wicik@policja.gov.pl
zdj. archiwum prywatne Ludwika Maćkowiaka i Krzysztof Chrzanowski (1)

Jest to fragment artykułu. Całość w tradycyjnej, drukowanej wersji miesięcznika „Policja 997”.