Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

niezwykłe SKUTKI zwykłej INTERWENCJI

„Trzymaj się. Jesteśmy z Tobą. Wszystko się wyjaśni” – SMS‑owali koledzy. „Dzięki. Jesteście super. Nawet nie wiecie, jak mi to pomaga. Znacie mnie i wiecie, że ja do takich, którzy biorą, nie należę. Po prostu miałem odwagę wypisać kwita osobie, która ma znajomości w prokuraturze i to duże” – odpisał Andrzej Rosół, gdy po nocy spędzonej w areszcie czekał na przesłuchanie w prokuraturze.

Sześciu policjantów ogniwa ds. prewencji na wodach KMP w Toruniu latem pracuje na Wiśle oraz terenach przylegających do rzeki, zimą pełnią służbę prewencyjną na ulicach Torunia. Ich baza mieści się na starej barce zacumowanej w porcie na Wiśle. Warunki pracy straszne. Ale to nigdy ich nie dołowało. Zdołowało ich to, co przydarzyło się Andrzejowi.

TO MOGŁO SPOTKAĆ KAŻDEGO

– Jesteśmy wstrząśnięci. To mogło spotkać każdego – mówią sierż. sztab. Robert Kraśniewski, sierż. sztab. Marek Tokarski i post. Mariusz Grączewski. Nie kryją emocji.

– Andrzej to bardzo dobry policjant – mówi asp. Wojciech Lewko, kierownik ogniwa. – Pracuje w Policji od 10 lat. Ma na swoim koncie wiele udanych akcji przeciwko kłusownikom i dziesiątki skutecznych interwencji. Nie tylko na wodzie. Był nagradzany. To rasowy gliniarz, który zawsze reaguje na wykroczenia. Niedawno zatrzymał dwóch włamywaczy, którzy szli ulicą, ciągnąc wypchaną walizkę na kółkach. Niby nic takiego, ale komuś, kto ma prawdziwie policyjnego nosa, wydało się to podejrzane. Andrzej zatrzymał radiowóz i skontrolował mężczyzn. Walizka pełna była przedmiotów pochodzących z włamania, a obaj mężczyźni notowani – opowiada. – Andrzej nigdy nie odpuszcza, kiedy widzi jakąś nieprawidłowość albo coś podejrzanego. Dlatego nie mógł nie zareagować, kiedy zobaczył kierowcę, który zlekceważył znak zakazu i ewidentnie złamał przepisy ruchu drogowego – mówi Wojciech Lewko.

Ale tym razem za czujność policjant poniósł srogie konsekwencje. Na polecenie prokuratury został zatrzymany, postawiono mu zarzuty i zawieszono w obowiązkach służbowych.

DZIECI W PROKURATURZE

17 lutego. Dochodziła godzina 15, zbliżał się koniec służby.

– Myślałem o tym, że za trzy dni minie mi 10 lat służby i że Policja to był dobry wybór – mówi Andrzej.

Jechał ulicą prowadzącą wzdłuż torów kolejowych, kiedy zobaczył, że toyota yaris wjeżdża w ulicę Podgórską, lekceważąc zakaz wjazdu. Jest to miejsce, gdzie często kierowcy łamią prawo, usiłując tędy objechać korek tworzący się przy wjeździe na most. W samochodzie było dwoje starszych ludzi. Prowadziła kobieta. Policjant dał znak kierującej, żeby zatrzymała się do kontroli. Zgodnie z procedurą przedstawił się i powiedział, że popełniła wykroczenie. Kobieta była zdziwiona.

Według relacji policjanta oświadczyła, że często jeździ tą ulicą i żadnego znaku zakazu wjazdu nie widziała.

– Za takie wykroczenie najniższy mandat wynosi 100 złotych i obowiązkowe pięć punktów karnych. Zapytałem kierującą, czy chce mandat kredytowany, czy woli wniosek do sądu. Kobieta poprosiła, żeby nie karać jej mandatem, powoływała się na to, że ma dzieci pracujące w prokuraturze. Poprosiła o możliwość skontaktowania się z rodziną – opowiada Andrzej Rosół.

Podczas kiedy rozmawiała przez telefon, policjant spisywał jej dane z dokumentów.

– Po rozmowie Wanda D. oświadczyła, że zgadza się na mandat, ale bez punktów karnych – opowiada policjant. – Pouczyłem ją, że do wykroczenia, które popełniła, przypisana jest ściśle określona liczba punktów karnych, na co kobieta odpowiedziała nie wiedzieć czemu, że jestem niewdzięczny. Potem znowu oświadczyła, że ma dzieci pracujące w prokuraturze i nalegała, żebym odstąpił od ukarania. Wreszcie przyjęła i podpisała mandat kredytowany w wysokości 100 złotych. Pouczyłem ją, że ma siedem dni na jego zapłacenie.

Rosół przeprowadzał interwencję sam, jego partner z załogi w tym czasie siedział w radiowozie i rozpisywał notatnik służbowy.
Bezpośrednio po tej interwencji policjanci zakończyli służbę i zjechali do bazy.

(...)

W sklepie odebrał telefon od żony, żeby szybko wracał.

W domu czekali na niego policjanci z BSW. Szok. O co chodzi? Powiedzieli, że jest zatrzymany na polecenie prokuratury, że podobno wziął łapówkę. Zażądali wydania broni i wszystkich banknotów, jakie były w domu.

– Byli w porządku. Zapytali nawet, czy mam jeszcze jakieś pieniądze na koncie i czy rodzina będzie miała z czego żyć – mówi. Pojechał z nimi, nie wiedząc, na jak długo. W domu została przerażona żona z dwuipółmiesięcznym niemowlakiem.

– Noc w areszcie to był stres, którego nie zapomnę do końca życia – opowiada Andrzej Rosół. – Ja, policjant, zamknięty w celi. Kolega, noszący taki sam mundur, zatrzasnął za mną drzwi. „Po koleżeńsku” dostałem dodatkowy koc, bo noc była bardzo zimna. I dodatkowy kubek kawy… O czym wtedy myślałem? Że to jakieś gigantyczne nieporozumienie, które musi się wyjaśnić. Ale im głębiej w noc, tym bardziej dopadały mnie obawy, że jestem w coś wrabiany i nie mam na to wpływu. O żonie i synku starałem się nie myśleć, żeby nie zwariować.

(...)

– Zatrzymanie to nie jest zaliczkowa kara – twierdzi prof. Marian Filar, Karnista. – Albo są przesłanki do jego zastosowania, albo ich nie ma. Przepisy k.p.k. mówią prosto: zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie, te podstawy są podobne, stosuje się wtedy, jeżeli istnieje niebezpieczeństwo matactwa, składania fałszywych zeznań, ewentualnie uchylania się od wymiaru sprawiedliwości, możliwość ucieczki itd. Natomiast jeżeli dowody są zabezpieczone, nie ma takiego niebezpieczeństwa. Tak zresztą uznał sąd – mówi profesor Filar. – A jakie znaczenie dla zapewnienia właściwego toku postępowania ma zawieszenie tego policjanta w czynnościach służbowych? – pyta. – Ja nie widzę żadnej relacji między tokiem procesu a pełnieniem przez niego służby. Zastosowano tu jakby jakąś odpowiedzialność zastępczą. Żaden kodeks czegoś takiego nie przewiduje.

I charakterystycznym dla siebie barwnym językiem profesor dodaje:

– To nie jest XVII wiek, kiedy to można było pana Mazepę zasadzić do wieży i tam trzymać do dalszego z nim rozporządzenia.

(...)

A SPRAWA SIĘ WLECZE

Na polecenie prokuratura krajowego prawidłowość przeprowadzonego w tej sprawie postępowania przygotowawczego badał prokurator apelacyjny w Gdańsku. Nie stwierdził bezprawnego działania toruńskiej prokuratury i ocenił, że mieściło się ono w ramach swobodnej oceny dowodów. Uznał jednak, że sprawa powinna być dalej prowadzona poza okręgiem toruńskim, toteż przekazano ją do Prokuratury Okręgowej w Elblągu. Stąd trafiła do rejonowej w Elblągu. Na tym nadzór nad sprawą się skończył.

– Czas upływa, policjant jest zawieszony, a procedury obowiązujące w prokuraturze pozwalają na to, żeby jego sprawa się wlokła i wciąż pozostawała niewyjaśniona – mówi komendant Machelski. Ja nie oceniam winy czy niewinności policjanta, wypowiedzą się o tym organy sprawiedliwości. Ale to powinno być załatwione jak najszybciej.

– 25 lutego złożyliśmy zażalenie na zawieszenie – mówi mecenas Jarzembska. - Zgodnie z procedurą powinno ono być rozpatrzone „niezwłocznie”. Tymczasem mijają tygodnie, a ja nie mam żadnej informacji, kiedy to nastąpi. Akta wędrują od prokuratury do prokuratury. Mam wrażenie, że prokuratura gra na zwłokę, czekając, aż sprawa przycichnie i odejdzie w zapomnienie. A tymczasem mój klient nie ma szansy na obronę swojego dobrego imienia.

(...)

Koledzy Andrzeja Rosoła pytani, jak zachowaliby się w analogicznej sytuacji, odpowiadają, że tak samo jak on.

– Policjant, który bałby się ukarać mandatem kogoś, kto ma jakieś znajomości, nie powinien pracować w Policji – mówi Robert Kraśniewski.

Andrzej Rosół spotyka się z kolegami, chodzi na siłownię, stara się żyć normalnie. Bardzo pomaga mu wsparcie kolegów. Nadal nie żałuje, że został policjantem. Ale z upływem czasu jest mu coraz trudniej…

Elżbieta Sitek
zdj. Krzysztof Chrzanowski

Jest to fragment artykułu. Całość w tradycyjnej, drukowanej wersji miesięcznika „Policja 997”.

 

Od redakcji:
Po wydrukowaniu kwietniowego numeru „Policji 997” dowiedzieliśmy się, że termin rozpatrzenia zażalenia na zawieszenie Andrzeja Rosoła toruński sąd wyznaczył na 21 kwietnia.