Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Miłośnik krwi - pitawal - Karol Kot z Krakowa

Karol Kot z Krakowa - "(...) czyny, jakie popełnił, wykazują, że jest groźniejszy od dzikiej bestii, bo obdarzony rozumem (...) - stwierdził przewodniczący składu sędziowskiego, uzasadniając wyrok śmierci dla Karola Kota. On sam mówił, że mordowanie zaspokajało jego naturalną potrzebę przyjemności. "(...) lubiłem pić ciepłą krew i mordowałem jak nikt inny z Krakowa" - przyznał.

 

Karol Kot działał niecałe dwa lata - krótko w porównaniu z okresami aktywności innych seryjnych zabójców. Okrucieństwo, brak skrupułów i psychopatyczne upodobania zapewniły mu jednak miejsce wśród największych polskich zbrodniarzy.

CZARNY WRZESIEŃ

Pierwszy raz zaatakował we wrześniu 1964 roku. Miał niespełna osiemnaście lat (ur. 18 grudnia 1946 r.). "Coś za mną chodziło, gnało mnie, nakłaniało, aby kogoś ugodzić nożem. Zabrałem dwa noże i wyszedłem szukać obiektu. Pomyślałem, że najpewniej będzie zamordować w pustym kościele jakąś starą, modlącą się kobietę" - opowiadał w wywiadzie udzielonym na krótko przed wykonaniem wyroku. Zajrzał do kościoła Kapucynów, później do Sercanek na ul. Garncarskiej 2. Tu poczekał na ofiarę. Kiedy staruszka uklękła, pchnął ją nożem w plecy. Po wyjściu z kościoła w jednej z bram otarł palcem krew z ostrza, po czym zlizał ją.

W tym samym miesiącu wypatrzył na ulicy swój kolejny "cel" - znów starszą kobietę. Wszedł za nią do bramy domu na ul. Skawińskiej 2 i tu dźgnął od tyłu na wysokości serca.

Obie kobiety przeżyły, ale druga została kaleką.

29 września Kota znowu "coś gna". Na ofiarę wybiera po raz kolejny starowinkę. Uderza w przedsionku kościoła klasztoru Prezentek na ul. Jana 7. Tradycyjnie, cios nożem w plecy. Kobieta umiera. Po zabójstwie Kot zachowuje się tak, jak za pierwszym razem - w jednej z bram ociera nóż, delektując się krwią. (...)

SZOK

Kot był przeciętnym uczniem, bez problemów przeszedł podstawówkę i technikum energetyczne (tylko w przedmaturalnej klasie miał poprawkę z polskiego, co mocno przeżył). Zapisał się do ZMS i LOK, od czwartej klasy technikum należał też do koła ORMO przy Komendzie Dzielnicowej MO Kraków-Stare Miasto. Uczył się karate; z pasją trenował strzelectwo, osiągając znakomite wyniki w kategorii kbks.

Miał dobrą opinię u nauczycieli, wobec których - jak przyznawał - zawsze był grzeczny, a wręcz usłużny (czasami nawet donosił na kolegów). Klubowy trener stawiał go za wzór pracowitości swojemu synowi.

Nikt nie dostrzegał, że to, co uważano za może nieco dziwaczne, ale tylko hobby - kolekcjonowanie noży i nieustanny trening w posługiwaniu się nimi, zainteresowanie truciznami, skrupulatne studiowanie podręczników medycyny sądowej w celu poznania ludzkiej anatomii itd. - było znakomitą przykrywką dla jego psychopatycznych skłonności.

Nie dziwi zatem, że po jego zatrzymaniu grupa osób, wśród nich trener klubowy, podpisała petycję do Ministerstwa Sprawiedliwości, żądając jego zwolnienia. Siedzący w areszcie Kot uśmiał się, gdy pokazano mu pismo - syn trenera był jedną z kolejnych pozycji na jego liście "celów"...

Chyba niewiele mniejszym zaskoczeniem od informacji o popełnionych i planowanych zbrodniach była prawda o jego zamiłowaniu do picia krwi, patroszenia zwierząt itd., o czym z chęcią opowiadał śledczym.

Przebywając jako dziecko z rodzicami na wsi, z nudów zaczął asystować w rzeźni przy uboju. Przyjemność sprawiał mu widok zarzynanych i ćwiartowanych zwierząt. Później spróbował krwi cielęcia i wieprza. Rzeźnicy nie odmawiali, mając uciechę z niecodziennego gościa. (...)

Wyrok ostateczny został wydany przez Sąd Najwyższy w składzie 7-osobowym 11 marca 1968 roku - kara śmierci. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Kota powieszono 16 maja 1968 roku.

Fragment wywiadu: "Prawdą jest, że w śledztwie mówiłem, że żałuję tego, co zrobiłem, ale tylko dlatego, że milicjanci tak nudzili mnie napominaniem o skrusze, że w końcu powiedziałem, jak chcieli. Ale za to już przed sądem mówiłem prawdę, że nie czuję żadnej skruchy, no bo niby dlaczego".

Przemysław Kacak
zdj. Andrzej Mitura


Czekamy na listy, artykuły, wypowiedzi (gazeta.listy@policja.gov.pl). Najciekawsze z nich zamieścimy na naszych łamach.

Artykuł w pełnej wersji przeczytacie w tradycyjnym - papierowym wydaniu miesięcznika POLICJA 997.