Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Zapamiętacie ten dzień

Są spięci, zdenerwowani. Oczy płoną, ale starają się zachować spokój. Czeka ich dzień, a może i noc walki o ciekawszą i lepiej płatną służbę. Z policjantów prewencji czy drogówki mogą stać się kontrterrorystami. Tylko muszą przejść ten piekielny test…

Teraz marzą tylko o tym. Nie kalkulują, co dalej.

Siedziba Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”, godzina 5.30. Tu dla nich jest dziś środek świata. Zdejmują zegarki, telefony, biżuterię i uśmiechy z twarzy. Jeśli komuś jest jeszcze wesoło, to zaraz przestanie. Podpisują zgody na wszystko, co ich może spotkać. Stają się numerami wypisanymi flamastrem na swoich dłoniach. Kilku z nich już otarło się o dobór do pododdziałów kontrterrorystycznych Policji, ale to, że znów tu są, zazwyczaj oznacza porażkę w poprzednim podejściu. Jest jeden, który już był policyjnym specjalsem, ale przez zawirowania losu stawił się na tę wyczerpującą próbę ponownie. Musiał? Nie, on chce wrócić do elity. Znów mieć tę złotą robotę. Gęstą od adrenaliny, realizacji i zaawansowanych szkoleń, wśród takich samych twardzieli jak on sam. Dlatego zamknął się w skorupie milczenia i spowolnionych ruchów. Wie, że przyda mu się każda kaloria.

Do ostatniego metra

Stadion Ośrodka Sportu i Rekreacji. Nisko nad głowami przelatują samoloty z Okęcia. Gdy inni lecą na wakacje do ciepłych krajów, oni mają przed sobą 12 minut biegu, podczas którego muszą przebiec minimum 2800 metrów. W teście Coopera ten dystans dla osób w wieku 20–29 lat oznacza wynik bardzo dobry. Tu nie ważne, ile mają lat. Mają się zmieścić w limicie, a jak nie, to out. Do domu, do jednostki, z powrotem w patrol.

Nie mogą do tego dopuścić. Zawieść siebie i dać satysfakcję przełożonemu, który krzywi się na jakiekolwiek przenosiny do innej jednostki. W ostatniej minucie biegu dają z siebie resztki sił. Z wyjątkiem jednego, wszyscy dają radę. Ale nogi od zakwasów robią się już cięższe. Prosto z bieżni jadą na basen. Dwieście metrów stylem dowolnym w cztery i pół minuty i 25 metrów pod wodą. I do tego skok z 10-metrowej wieży. To już próba odwagi, bo patrząc z góry w dół, to nie to samo, co z dołu do góry. Na tym etapie selekcji wypada jedna osoba.

Wracają na teren jednostki. Tu nie ma bufetu, tylko maszyna z wafelkami, a to kiepskie paliwo przy takich obciążeniach. Kto zadbał o posiłek, ten ma. Makarony, ryż. Węglowodany z białkiem to podstawowe menu. Jednak w skromnych porcjach. W oczekiwaniu na rozpoczęcie kolejnego sprawdzianu, leżąc pokotem na podłodze wyłożonej materacami, dzielą się wiedzą na temat tego, o co mogą być pytani podczas rozmowy kończącej dzisiejsze testy. Teraz nie mają problemu ze znalezieniem w głowie odpowiedzi, bo każdy na swój sposób wyobraża sobie to, co będzie robił, gdy trafi do SPKP. Ale czy za kilkanaście godzin będą potrafili sklecić kilka logicznych zdań lub odpowiedzieć na pytanie niemające nic wspólnego ze służbą…?

Masa to nie wszystko

Stres rośnie. Widok toru przeszkód niepokoi. Muszą pokonać go dwa razy. Operatorzy BOA pokazują, jak prawidłowo i najsprawniej pokonać każdą przeszkodę, ale łatwo wygląda to tylko w ich wykonaniu. Górą, dołem, czołgając się, skacząc „żabką”, podciągając się, przeskakując niczym Tarzan na ruchomą ścieżkę, biegiem, biegiem, biegiem, bo trzeba zmieścić się w wyznaczonym czasie.

Jeden odpada na wymyku, inny nie daje rady wspiąć się po linie. Ktoś inny zamiast zejść po niej z pomocą nóg, szybko zsuwa się na samych rękach i ze skóry na dłoniach wiele nie zostaje. Widać, kto kiedyś trenował na tym lub podobnym torze przeszkód, a kto jest na nim po raz pierwszy. Tu nie liczy się masa mięśniowa, a przede wszystkim technika.

Pokonani przez tor chowają głowę między ramionami. Nie chcą, by ktokolwiek widział ich moment słabości. Powtarzają sobie: „Wrócę tu! Wrócę!”. Bo można wrócić, tylko warto się do tego następnym razem lepiej przygotować. Z 25 osób, które tego dnia przystąpiło to testów, po torze przeszkód pozostaje 12. Wyjątkowo dużo. Ale do końca jeszcze daleko.

Czas na siłownię. Podciąganie na drążku, pompki na poręczach i wyciskanie sztangi o ciężarze własnego ciała. Za każdym razem jest podana minimalna liczba powtórzeń na zaliczenie, ale każdy chce zrobić jak najwięcej. By pokazać, że mu zależy, że ma charakter i że bardzo chce. Bo obserwujący ich sędziowie zwracają uwagę także na zaangażowanie i wolę walki. Minimaliści i asekuranci nikomu w tej służbie nie będą potrzebni.

Jest już mrok. Mija dwunasta godzina niemal nieustannych testów. Ci, którzy tyle przetrwali, nie wyobrażają sobie porażki. Teraz przed nimi wejście na 10-metrową wieżę po drabince speleo. Kto coś takiego robił podczas służby? Nikt! Ale jeżeli chce się być kontrterrorystą, to trzeba być przygotowanym na to, że do pomieszczenia na czwartym piętrze wchodzi się przez okno. W oddali widać piękną panoramę oświetlonego centrum stolicy. Pot skrapla się im na czołach, czubkach nosów i zalewa oczy. Teraz wszystko, czego chcą, to bezpiecznie zjechać tyrolką na ziemię i nie rozbić się o drzewo.

Wola walki

Przed nimi walki, ale przed walkami rozgrzewka. Prowadzący ten etap dostaje od szefa doboru proste polecenie: „Mają nie być w stanie się ruszyć po zajęciach, i tyle!”. Ćwiczenia ogólnorozwojowe, te, które miały być rozgrzewką, trwają dobrą godzinę. Wszystkie na bardzo wysokiej intensywności. Są jak w transie. Boli ich każda komórka ciała, ale dla nich nie ma już ćwiczenia, którego nie są w stanie wykonać. W małej salce powietrze od parujących ciał robi się równie nieprzejrzyste jak w mokrej saunie. Prócz komend i ciężkich oddechów nie słychać nic.

Wreszcie sparingi. Ma być ostro, coraz ostrzej i jeszcze mocniej. Bez oszczędzania siebie i partnera. Markowanie ciosów czy chwytów nie wchodzi w grę. Kto trenował sporty walki, jest jak u siebie w domu, ale nie umiejętności są przede wszystkim oceniane, a wola walki i charakter.

Prosto w twarz

Dochodzi północ. Wreszcie prysznic i ostatnia rozmowa. W ciemnym pokoju snop światła pada wprost na ich twarze. Sprawdzian z wiedzy o jednostce, w której chcą służyć, znajomości zadań, które ich czekają, motywacji, ale także z tego, czy zdają sobie sprawę, na co się piszą, wchodząc do rodziny policyjnych specjalsów. Raczej nie wiedzą, że gdy do niej trafią, łatwiej im będzie ułożyć sobie życie w służbie niż domu…

Jest już 1.30 w nocy. Do ostatniej zbiórki dotrwało dwunastu. Wyjątkowo dużo. Pewności, że rozmową nie zaprzepaścili całego wysiłku, nie ma żaden.

– Ci, którzy dotrwali do rozmów, przeszli z wynikiem pozytywnym, więc wszystkim wam gratuluję! – mówi przewodniczący komisji. – O kolejnych etapach kwalifikacji będą informowały was komendy wojewódzkie. Przed wami jeszcze sporo wyzwań, macie spotkanie z psychologami i komisję lekarską, która będzie naprawdę wymagająca. Nie zmienia to faktu, że powinniście ten dzień zapamiętać niezależnie od tego, co się z wami w przyszłości stanie, chociaż mam nadzieję, że uda wam się dotrzeć do miejsc, które sobie założyliście.

Trudno jest zostać kontrterrorystą, ale jeszcze trudniej potem być jednym z nich. Jednak wszyscy, którzy stawili się na tym doborze, wierzą, że warto.

ANDRZEJ CHYLIŃSKI

zdj. autor