Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Ostatni patrol posterunkowego Szałkowskiego

Na przełomie 1934 i 1935 r. cała Polska, a szczególnie mieszkańcy Poznania, żyli sprawą zabójstwa poznańskiego policjanta – post. Bolesława Szałkowskiego i pościgu za jego mordercami. Szczególną rolę w tej sprawie odegrali dziennikarze, którzy niemal deptali po piętach policjantom uczestniczącym w obławie, a publikowane przez nich relacje zaowocowały różnymi wersjami tej historii.

Post. Bolesław Michał Szałkowski, ur. w 1906 r. w Dąbrowie Górniczej. Z zawodu handlowiec. Do PP wstąpił 21 stycznia 1934 r. Ukończył Normalną Szkołę Fachową dla Szeregowych w Mostach Wielkich i w czerwcu tego samego roku został funkcjonariuszem Komisariatu III PP w Poznaniu. Był nim zaledwie pół roku.

Sprawa zaczęła się w przeddzień Wigilii 1934 r., w Poznaniu przy ul. Górna Wilda 22, gdzie mieściła się piekarnia Handkego. Dzielnica Wildy od dłuższego już czasu była nękana przez włamania do sklepów i mieszkań. Przed świętami Bożego Narodzenia aktywność przestępców wzrosła. Nie było dnia, aby na policję nie zgłaszali się nowi poszkodowani. W tej sytuacji komendant III Komisariatu PP asp. Murczyński postanowił dokonać zmian w organizacji służb. Gros patroli wyznaczył na wieczór i noc, kiedy zagrożenie stawało się największe. Zaapelował też do swych podwładnych, aby ci przełożyli zaplanowane już na okres poświąteczny urlopy. Tak też uczynił post. Bolesław Szałkowski, młody, ambitny policjant z Podlasia, od niedawna mieszkający i pracujący w Poznaniu. Mimo że miał już kartę urlopową w kieszeni, zgłosił się do służby.

ZABIĆ SZKIEŁA

W trakcie feralnego nocnego patrolu około godz. 2:45 natknął się na wychodzących z budynku piekarni dwóch włamywaczy niosących worki z łupami. Natychmiast wezwał zaskoczonych jego widokiem przestępców do zatrzymania się, złodzieje jednak ani myśleli podporządkować się słowom policjanta i rzuciwszy toboły, zaczęli uciekać w kierunku Dolnej Wildy. Posterunkowy ruszył w pościg. Kiedy minął bramę, w której ukrył się jeden z włamywaczy, dosięgło go pięć kul z pistoletu…

Odgłosy strzałów zaalarmowały mieszkańców ulicy oraz przechodniów, a stróż pobliskiego stadionu sportowego natychmiast zawiadomił policję i pogotowie ratunkowe. Niestety, na wszelką pomoc było już za późno.

Na wieść o tragedii niezwłocznie na miejsce zbrodni przybyli: komendant poznańskiej policji nadkom. Adolf Kozakiewicz, naczelnik Wydziału Śledczego kom. Alfons Nowakowski, kierownik brygady pościgowej kom. Jerzy Tołwiński i bezpośredni przełożony post. Szałkowskiego – asp. Murczyński. Przy zwłokach zabezpieczono pięć łusek po nabojach do pistoletu Mauser, zaś w samej piekarni ujawniono wiele śladów linii papilarnych. Natychmiast rozpoczęto śledztwo i wyznaczono nagrodę w wysokości 1000 zł za wskazanie sprawcy zabójstwa policjanta. Do akcji ruszyli policyjni wywiadowcy, rozpytano także informatorów w środowiskach przestępczych. Śledczy przeglądali kartoteki przestępców, sprawdzali ich alibi, typowali ewentualnych sprawców, układając listę tych najniebezpieczniejszych, zdolnych do „zakropienia”, czyli zabójstwa. Intensywne śledztwo, prowadzone przez doświadczonego sędziego śledczego Wiktora Norskiego, już po kilku dniach pozwoliło ustalić personalia włamywaczy, z których jeden dokonał zabójstwa policjanta. Obaj byli już karani i znani policji z wcześniejszych włamań, kradzieży i napadów, do których dochodziło na terenie Poznania.

Głównym podejrzanym w sprawie został 23-letni robotnik, Marian Wyrembek, ps. Maluda, który według ustaleń policji miał zamieszkiwać przy ul. Pamiątkowej. Drugim podejrzanym był Marian Czerwiński, z którym „Maluda” najczęściej „pracował”w przestępczym duecie. To właśnie Czerwiński, jak ustalili policyjni wywiadowcy, miał powiedzieć rodzinie Wyrembka, że: „wielka poruta się stała. Maluda zabił szkieła”. Z ustaleń wynikało, że Wyrembek z Czerwińskim opuścili po świętach mieszkanie przy ul. Pamiątkowej i najprawdopodobniej, obawiając się aresztowania, wyjechali z Poznania. 29 grudnia 1934 r. rozesłano za nimi list gończy. Jak się później okazało, przestępcy zamierzali uciekać aż na Kresy Wschodnie. 28 grudnia odbył się pogrzeb policjanta. Na uroczystości zgromadziły się tłumy nie tylko funkcjonariuszy Policji Państwowej, ale i Wielkopolan. Nad grobem swego brata mowę pożegnalną wygłosił ks. prob. Szałkowski.

OBŁAWA

Tydzień później w prasie zaczęły pojawiać się nowe, sensacyjne informacje o poszukiwanych. Jedna z nich pochodziła od emerytowanego nauczyciela Gajewczyka, który rzekomo widział na targu w Kórniku, jak na widok policyjnego patrolu Wyrembek i Czerwiński rzucili się do ucieczki. Po przeskoczeniu ogrodzenia dotarli do drogi, którą mieli uciekać najpierw w kierunku Środy, a potem na Zwierzyniec. W świetle kolejnej informacji, na poszukiwanych natknął się na drodze pod Kórnikiem przod. Gendel – komendant posterunku PP w Kórniku. Podejrzani na jego widok rozbiegli się, a policjant podjął pościg i oddał kilka strzałów, jednak nie udało mu się żadnego z nich zatrzymać.

W toku śledztwa ustalono, że Wyrembek zatrzymał wówczas przejeżdżającą furmankę i grożąc pistoletem, zrzucił powożącego nią Kazimierza Mielocha. Po przejęciu wozu ruszył drogą w stronę Runowa. Wkrótce musiał porzucić wóz i dokonać zaboru innego, tym razem parokonnego, którym powoził – według jednych – ziemianin z Celestynowa, a według innych – rolnik o nazwisku Owsiany (lub Słoma). Wszystkie źródła są jednak zgodne co do tego, że ofiara tego „zaboru mienia” miała na imię Jan i że ze swego wozu została zrzucona siłą. W pobliżu miejscowości Borówca w wozie tym złamał się dyszel, więc przestępca kontynuował ucieczkę pieszo, w kierunku torfowisk. Tak rozpoczyna się kolejny epizod tej historii, do którego wstępem była trwająca dzień i noc obława. Zaangażowano do niej niespotykane wcześniej siły policyjne. Tylko z Poznania wysłano 60 umundurowanych policjantów pieszych i konnych, 10 funkcjonariuszy „po cywilnemu” i 10 psów tropiących z przewodnikami. Do tych sił dołączyli też policjanci ze Śremu i Środy Wlkp. Łącznie w obławę na bandytów zaangażowano ponad 100 policjantów mundurowych i przeszło 20 wywiadowców. W końcu pies przod. Bąbola wytropił Wyrembka w lesie. Mordercy udało się co prawda odgonić psa, ale uciekając w panice, stracił w torfowisku buty, płaszcz i czapkę.

TO NIE ON

W tym czasie policyjna obława przyniosła pierwszy sukces – schwytano Czerwińskiego, który ukrył się na strychu jednego z domów robotniczych w Dziećmierowie, ale uczynił to bez wsparcia, a przede wszystkim wiedzy gospodarzy domu. Gdy więc rano został znaleziony na strychu przez gospodynię, ta bez zastanowienia powiadomiła policję. Na miejsce udał się post. Przybyła w asyście dwóch innych policjantów, zatrzymał Czerwińskiego i odstawił do aresztu w Kórniku.

W trakcie wstępnego przesłuchania Czerwiński zeznał, że nie brał udziału ani we włamaniu do piekarni, ani w zabójstwie post. Szałkowskiego, a jedynie towarzyszył Wyrembkowi. Okazało się to prawdą. Ostatecznie ustalono, że wspólnikiem Wyrembka przy włamaniu do piekarni Handkego był Stefan Konarski, 25-letni robotnik z Poznania. Został on wkrótce zatrzymany. Czerwiński udzielił jednak istotnej informacji – że rozstając się ze swoim kompanem podczas pościgu, umówił się z nim na spotkanie w najbliższy piątek na Starołęce w Poznaniu.

AKT DRUGI

Wyrembek, któremu udało się chwilowo umknąć policyjnemu pościgowi, zaszył się w lesie w pobliżu miejscowości Borówca, gdzie zmęczony ucieczką zasnął w wykrocie na porębie niedaleko gospodarstwa miejscowego sołtysa. Rano jego żona, zbierająca na torfowisku drewno na opał, zauważyła śpiącego obdartusa. Zaproponowała mu pomoc, ale on pośpiesznie oddalił się w stronę Mosiny. Po powrocie do domu Nowakowa zastała w nim trzech policjantów, którym wskazała kierunek ucieczki zbiega. Ci natychmiast ruszyli za nim, ale skutecznie zmylił pościg i ostatecznie podążył do Poznania, gdzie zgodnie z ustaleniami miał się spotkać z Czerwińskim. W mieście nawiązał kontakt z kolegami z półświatka, którzy 5 stycznia 1935 r. zaopatrzyli go w żywność i bieżące informacje o pościgu (w tym o te pochodzące z prasy). Bandyta postanowił opuścić Poznań i następnej nocy ruszył w kierunku Lubonia. Tu zasnął w stogu słomy obok zabudowań gospodarskich Antoniego Michalskiego. Krótko po północy wywęszył go pies należący do nocnego stróża – Wincentego Wojtkowiaka. Bandyta znów sięgnął po broń, ale zaalarmowany strzałem Wojtkowiak powiadomił o nim gospodarza, a ten z kolei napotkanych w pobliżu policjantów. Ci z najbliższego telefonu zaalarmowali komendę w Poznaniu, skąd po około 30 minutach samochodem dotarło kilkunastu uzbrojonych w karabiny funkcjonariuszy.

GAŁKA KONTRA MALUDA

Przetrząśnięto najpierw wieś i stację kolejową, a od godz. 11 obława ruszyła w stronę rzeki. W wiklinowych zaroślach, jakieś 80 m od brzegu Warty, policyjne psy – Gałka, prowadzona przez przewodnika Kornowskiego i Morus, prowadzony przez przewodnika Słonkę – wywęszyły bandytę. Wyrembek oddał jeszcze dwa niecelne strzały w kierunku policjantów, a następnie usiłował się zastrzelić. Przeszkodził mu w tym pies Gałka – podbił rękę z bronią i kula przebiła tylko szczękę, wyszła powyżej ucha, nie powodując śmierci. Co ciekawe, według niektórych relacji prasowych kula miała wyjść oczodołem bądź utkwić w szczęce i miała pochodzić z policyjnej broni (Wyrembek miał zostać postrzelony przez ścigających go policjantów).
15 kwietnia 1935 r. przed poznańskim sądem, w wypełnionej publicznością sali sądowej, odbyła się rozprawa, której przewodniczył wiceprezes Sądu Okręgowego Sosiński. Mowę oskarżycielską wygłosił wiceprokurator Misiurewicz. Oskarżony w trakcie procesu mówił cicho, jąkając się przy tym co chwilę. Przyznał się do tego, że był siedmiokrotnie już karany za kradzieże, z czego pierwszy raz w Gdyni. Kiedy w 1934 r. opuścił więzienie po trzyletniej odsiadce, nie zrezygnował z popełniania przestępstw. Na sali sądowej próbował symulować załamanie nerwowe, ale biegły sądowy dr Łaguna wykluczył, by stan Wyrembka uniemożliwiał mu udział w procesie.

…I ŻYLI DŁUGO?

Sąd za zabójstwo post. Bolesława Szałkowskiego orzekł wobec Wyrembka karę śmierci przez powieszenie, natomiast za napad na Mielocha i Owsianego – po 2 lata więzienia. Jako łączną karę za popełnione przestępstwa sąd wymierzył karę śmierci, a dodatkowo skazał Wyrembka na utratę praw obywatelskich na zawsze. Adwokat Wyrembka – mecenas Piekarski – zapowiedział apelację. 7 czerwca Sąd Apelacyjny, po rozpatrzeniu apelacji obrony, utrzymał dla Wyrembka karę śmierci. Od tego rozstrzygnięcia obrona wniosła kasację. Podczas rozprawy kasacyjnej przed Sądem Najwyższym, która odbyła się 29 października 1935 r., obrona powoływała się na opinię biegłych o psychopatycznym charakterze Wyrembka. Wskazywała też, że utrata przez niego oka w trakcie wcześniejszych działań policyjnych wobec niego powodowała, że wpadał on w furię na widok każdego munduru policyjnego. Kiedy sąd ponownie utrzymał wobec Wyrembka wyrok skazujący, obrona wystąpiła z prośbą o ułaskawienie do Prezydenta RP. Kiedy wszyscy byli przekonani o niechybnej egzekucji bandyty, 1 grudnia 1935 r. kancelaria cywilna Prezydenta RP poinformowała obrońcę Wyrembka, że prezydent skorzystał z prawa łaski i zamienił zasądzoną mu karę śmierci na karę dożywotniego więzienia.

Kilka dni później Wyrembek został przewieziony do najsurowszego zakładu karnego w II Rzeczypospolitej, jakim było Więzienie Ciężkie na Świętym Krzyżu w Górach Świętokrzyskich. W Księdze Więźniów, w zbiorze dokumentów Więzienia Ciężkiego na Świętym Krzyżu, przechowywanych
w Archiwum Państwowym w Kielcach, zachowały się notatki o Wyrembku z lat 1935–1939. Nieznane są jego losy po agresji Niemiec na Polskę. Jedyną pewną informacją jest to, że w pierwszych dniach września 1939 r. wskutek postępującego szybko marszu Wehrmachtu w stronę Warszawy, Ministerstwo Sprawiedliwości nakazało ewakuację więzienia na Świętym Krzyżu do Chełma Lubelskiego, gdzie urywa się ślad po Marianie Wyrembku.

nadkom. KRZYSZTOF MUSIELAK
dyrektor BEH-MP KGP

Źródła dokumentów, artykułów i fotografii:

  • „Dziennik Bydgoski” nr 6 z 8 stycznia 1935 r.;
  • „Dziennik Piotrkowski” nr 330 z 2 grudnia 1935 r.;
  • „Dzień Pomorski” nr 252 z 30 października 1935 r.;
  • „Głos Lubelski” nr 9 z 9 stycznia 1935 r.;
  • „Goniec Częstochowski” nr 257 z 7 listopada 1935 r.;
  • „Kurjer Bydgoski” nr 5 z 10 stycznia 1935 r.;
  • „Kurjer Poznański” nr 6 z 4 stycznia 1935 r., nr 7 z 5 stycznia 1935 r., nr 12 z 8 stycznia 1935 r. (wyd. poranne i główne), nr 144 z 27 marca 1935 r., nr 561 z 2 grudnia 1936 r.;
  • „Nowy Kurjer” nr 186 z 13 sierpnia 1930 r., nr 296 z 25 grudnia 1934 r., nr 297 z 28 grudnia 1934 r., nr 276 z 26 listopada 1936 r.;
  • „Orędownik” nr 89 z 17 kwietnia 1935 r.; nr 278 z 2 grudnia 1935 r.;
  • „Orędownik na Powiat Nowotomyski” nr 3 z 8 stycznia 1935 r.;
  • „Ostatnie Wiadomości Grodzieńskie” nr 290 z 29 października 1935 r.;
  • „Siedem Groszy” nr 5 z 5 stycznia 1935 r.; nr 105 z 16 kwietnia 1935 r.;
  • „Słowo Pomorskie” nr 7 z 9 stycznia 1935, nr 90 z 17 kwietnia 1935 r.;
  • „Śląski Kurjer Poranny” nr 125 z 8 czerwca 1935 r.;
  • „Tajny Detektyw” nr 2 z 1935 r.;
  • „Warszawski Dziennik Narodowy” nr 189 z 2 grudnia 1935 r.;
  • Archiwum Państwowe w Kielcach, zespół Więzienie na Świętym Krzyżu, Księga więźniów – Wyrembek Marian 1935–1939.