Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Beczka na brudną bombę

Do Policji trafiło sześć samochodów wyposażonych w gazoszczelny pojemnik do przewozu ładunków wybuchowych. Pojazdy stworzono specjalnie na potrzeby policyjnych pirotechników.

Jest to nowatorska konstrukcja powstała w wyniku współpracy Biura Logistyki Policji KGP wraz z policyjnymi pirotechnikami z Biura Operacji Antyterrorystycznych KGP, Centralnego Biura Śledczego Policji i Samodzielnych Pododdziałów Antyterrorystycznych Policji z Warszawy i Łodzi oraz polskich firm Jakusz z Kościerzyny i Wawrzaszek ISS z Bielska-Białej.

SPECJALNE WYMAGANIA

Nowy sprzęt dla Policji do transportu ładunków wybuchowych był koniecznością. Zbiorniki „Pirat”, wożone na przyczepie, użytkowane są od 1991 r. Nie tylko się starzeją, ale przede wszystkim tylko wyłapują odłamki, a nie są gazoszczelne.

– W „Piratach” fala uderzeniowa idzie do góry i do dołu, a jeżeli bomba byłaby brudna, skażone gazy powybuchowe przedostałyby się do powietrza – tłumaczy Janusz Wyporski, kierownik sekcji ds. standaryzacji transportu Wydziału Koordynacji Gospodarki Transportowej Biura Logistyki Policji KGP, który przygotowywał we współpracy z funkcjonariuszami BOA KGP, CBŚP i SPAP założenia dla nowych pojazdów pirotechnicznych, a potem nadzorował cały proces ich budowy. – Zmieniły się rodzaje zagrożeń i dziś musimy być przygotowani na stawienie czoła aktom terroru.

Choć przetarg na dostawę sześciu sztuk samochodów do przewozu ładunków wybuchowych wyposażonych w gazoszczelny pojemnik ogłoszono w maju 2017 r., to poprzedziły go lata dialogu technicznego z potencjalnymi wykonawcami oraz konsultacje z policyjnymi pirotechnikami. To oni korzystają z tego sprzętu, a od jego jakości i przydatności w służbie zależy ich życie.

– Wstępnie założono, aby zbiornik był gazoszczelny, odporny na wielokrotną detonację materiału wybuchowego o sile (ekwiwalencie) minimum 5 kg trotylu (TNT). Mieliśmy nadzieję, że uda się to zrobić na 7–8-tonowym furgonie o wzmocnionym zawieszeniu, którym da się kluczyć wąskimi ulicami – mówi Janusz Wyporski. – Okazało się, że wcale nie jest to takie proste.

Na rynku są jedynie przyczepy z takimi zbiornikami, tylko dla 3,5 kg TNT, ale nie są badane na wybuchy z elementami odłamkującymi. Policja zazwyczaj spotyka się z improwizowanymi ładunkami wybuchowymi, których konstruktorzy jako elementy odłamkowe wykorzystują np.: śruby bądź metalowe kulki. Jeżeli w zbiorniku eksplodowałaby taka bomba, to mogłoby nastąpić przebicie powłoki nie tylko zbiornika, ale także pojazdu, a uszkodzony element stałby się odłamkiem wtórnym.

– Jazda po mieście takim pojazdem z ładunkiem byłaby zagrożeniem – mówi Janusz Wyporski. – Dlatego do zbiornika dołożyliśmy specjalny kołnierz wyłapujący odłamki, co sprawiło, że pojemnik przeciwwybuchowy zrobił się większy i cięższy. Stanęło na tym, że pojazd jest cięższy i waży około 13,6 tony.

Do przetargu stanęły dwie firmy: polska Wawrzaszek ISS oraz szwedzka Dynasafe Protection Systems AB. Obie złożyły swoje oferty z różnymi zabudowami. Wygrała polska firma z pojemnikiem firmy Jakusz na podwoziu MAN. Wawrzaszek ISS jest potentatem na rynku zabudów wozów strażackich.

– Założyliśmy, że samochód powinien być samowystarczalny z zespołem 3-osobowym, wyposażonym w cały sprzęt, którym mogą wykonać zadanie postawione przed sekcją pirotechniczną. Do tej pory jednym pojazdem ciągnięta była przyczepa, a drugim jechali pirotechnicy z pełnym wyposażeniem oraz robotem pirotechnicznym – dodaje Jacek Szeliga z WKGT BLP KGP.

KONSTRUKTOR W KOMBINEZONIE

Pojawił się jednak problem techniczny, który trzeba było rozwiązać. Pojazd musiał być terenowy (aby dotrzeć na poligon), a więc z wysokim zawieszeniem. Natomiast sam zbiornik nie mógł być umieszczony na pojeździe zbyt wysoko, aby umożliwiał pirotechnikowi włożenie ładunku do pojemnika i późniejszego podjęcia go za pomocą manipulatora. Dlatego półka transportowa pojemnika nie mogła znajdować się wyżej niż 175 cm od powierzchni gruntu.

– Skomplikowana konstrukcja pojazdu wymagała w całym procesie konstruowania i produkcji uczestnictwa przedstawicieli Policji. Chcąc pokazać konstruktorom pojazdu, na czym będzie polegała specyfika pracy policyjnego pirotechnika i w celu weryfikacji prawidłowości zastosowanych rozwiązań technicznych dokonywano testów z wykorzystaniem specjalistycznego sprzętu. Ubraliśmy nawet głównego konstruktora w kombinezon pirotechniczny i poprosiliśmy o wykonanie prostych czynności przy pojeździe. Zobaczył i zrozumiał, w jak ciężkich warunkach pracuje policyjny pirotechnik, co ułatwiło mu późniejszą pracę przy konstruowaniu pojazdu – mówi Janusz Wyporski.

W trakcie prac nad budową pojemnika, a potem jego zabudowy na pojeździe, wypracowano wiele ciekawych rozwiązań. Jednym z nich jest tylna rampa samozaładowcza Dhollandia o udźwigu 1000 kg, która po zamknięciu jest tylną ścianą pojazdu. Na rampę wjeżdża robot pirotechniczny (typu Scaut lub Vangard) z ładunkiem. Funkcjonariusz kontroluje to na przenośnym urządzeniu sterującym robotem przez obraz z kamery umieszczonej na robocie.

ZDUSIĆ ODŁAMKI I GAZ

Samochód zbudowany jest na bazie podwozia marki MAN TGM w wersji terenowej 4x4. Wyposażony w silnik o zapłonie samoczynnym, o mocy 251 kW (341 KM), współpracujący z automatyczną skrzynią biegów. Ma tempomat i dodatkowy hamulec silnikowy. Jest przystosowany do przewozu trzech funkcjonariuszy wraz ze specjalistycznym wyposażeniem, w skład którego wchodzą m.in.: robot pirotechniczny, kombinezon pirotechniczny, manipulator, rentgen z oprzyrządowaniem, zestaw do pobierania próbek gazów z wnętrza pojemnika itp. Sterowanie pojemnikiem i rampą można prowadzić bezprzewodowo z odległości do 100 m i przewodowo z odległości 50 m. Jest to zabezpieczenie na sytuację, gdyby któryś nie mógł działać, np. w przypadku pracy zagłuszarki sygnałów radiowych. W pojeździe są również zastosowane systemy awaryjnego obsługiwania pojemnika i rampy, umożliwiające ich pracę praktycznie w każdych okolicznościach.

– Pojemnik na przewożony ładunek jest gazoszczelny. Musimy w tym zbiorniku zdusić wszystko: odłamki oraz gazy, i zagwarantować, że zostanie zachowana szczelność pojemnika. By mieć pewność, że tak jest, w procesie odbiorczym przeprowadziliśmy próby. Jedną z ładunkiem 5 kg TNT, drugą z pociskiem odłamkującym 100 mm. Zbiornik przez 4 godz. musiał utrzymać gazy powybuchowe. Badania przeprowadzał Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej. Podczas próbnej detonacji samochód tylko delikatnie zareagował. Ponieważ w czasie jazdy policjanci mogliby nawet nie poczuć tej detonacji, zarówno w kabinie, jak i przy zbiorniku są umieszczone sygnalizatory informujące o wybuchu w pojemniku – mówi Janusz Wyporski.

Po detonacji można natychmiast zbadać próbki gazu. Jeżeli nie jest zagrożeniem, można go bezpiecznie wypuścić, jeżeli nie, najpierw się go zabezpiecza, a następnie neutralizuje. Zbiornik ma gwarancję na 10-krotną detonację maksymalnego ładunku w jego wnętrzu.

Pojazd ma ciekawą zabudowę, a na łatwo dostępnych półkach magazynowych znalazło się miejsce na wszystko, co jest niezbędne pirotechnikom. Robot ma przeznaczony specjalnie dla niego składany podjazd, umożliwiający mu samodzielny wjazd i wyjazd z pojazdu. Robot oraz rentgen z osprzętem – jako wrażliwe na niskie temperatury – chronione są w wyizolowanej, ogrzewanej elektrycznie komorze.

ZWARTY I NIEPOZORNY

Pojazd, zanim pod koniec ubiegłego roku trafił do Policji, przeszedł proces morderczych testów.

– Jedne badania pojazdu był detonacyjne, drugie trakcyjne. Działanie pojazdu sprawdzane było przy temperaturze od minus 30 stopni C do plus 50 stopni C. W temperaturze minus 30 stopni C stał 42 godz. w komorze klimatycznej, a później sprawdzono prawidłowość działania wszystkich elementów pojazdu, m.in. dokonano przy wyłączonym silniku pojazdu próby pięciokrotnego cyklu załadunku i wyładunku pojemnika. Z tego powodu specjalistyczne akumulatory mają bardzo dużą pojemność. Pojazd miał jeździć 1000 km po bezdrożach i co 200 km sprawdzano, czy działa prawidłowo całość jego zabudowy i ładunek w pojemniku znajduje się w prawidłowym położeniu. Ponieważ były pewne poprawki i za każdym razem trzeba było znowu jeździć 1000 km, to samochód ten podczas testów przejechał około 3500 km. Na każdym etapie pracy wszystko sprawdzaliśmy, by potem nie okazało się, że czegoś nie da się zrobić lub coś nie działa – mówi Jacek Szeliga. – Jak się okazało, problemem nie był zbiornik, nie był też pojazd, tylko problemem było ich połączenie.

Pojazd jest zwarty. Ma około 6,3 m długości, 2,55 m szerokości i 3,15 m wysokości. Rozstaw osi 3600 mm. Rzeczywista masa to 13 600 kg, a dopuszczalna 16 000 kg. Maksymalny kąt przechyłu bocznego to 25 stopni. Ma zawieszenie paraboliczne obu osi, wzmocnione amortyzatory i stabilizatory na obu osiach, elektroniczny system hamulcowy, systemy ABS, ASR oraz ESP. Spełnia wymagania techniczne dla pojazdów stawiane w przepisach ADR. Rajdu Dakar by nie przejechał, ale w mieście i na poligonie radzi sobie bardzo dobrze. Przechodniom nie rzuca się w oczy, nie ma namalowanych policyjnych oznaczeń, choć jest pojazdem uprzywilejowanym. Ma sygnały świetlne i dźwiękowe.

Samochody do przewozu ładunków wybuchowych wyposażone w gazoszczelne pojemniki ma już CBŚP oraz KSP, KWP w Gdańsku, Wrocławiu, Rzeszowie i Katowicach. Zostały kupione w ramach „Programu modernizacji Policji, Straży Granicznej, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Ochrony Państwa w latach 2017–2020”. Kolejne cztery trafią do Policji jeszcze w tym roku. Cena pojazdu wynosi około 3 mln zł.

– Ten samochód spełnia oczekiwania zgłaszane przez uczestniczących w projekcie pirotechników – mówi Janusz Wyporski. – Tylko nazwy nie ma, tak jak przyczepa pirotechniczna „Pirat”. Ale myślę, że policjanci jakąś mu wymyślą.

ANDRZEJ CHYLIŃSKI
zdj. autor

 

Maksymalne wymiary przewożonego ładunku w pojemniku:

Szerokość 500 mm

Wysokość 450 mm

Długość 900 mm

Kaliber pocisku odłamkowo-burzącego do 100 mm