Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Jak rodzina

Rozmowa z mł. insp. w st. spocz. Ireną Zając, prezes Zarządu Fundacji Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach.

Jak z perspektywy minionych 20 lat ocenia Pani działalność fundacji?

– Fundacja bardzo się tym czasie rozwinęła zarówno pod względem form pomocy, jak i finansowo. Początki były bardzo trudne. Nie mieliśmy pieniędzy, nie mieliśmy nic, była tylko duża grupa podopiecznych…

I kwota założycielska 2 tysiące złotych…

– Tak było… Teraz trudno to sobie wyobrazić, ale wtedy wielu ludziom nie mieściło się w głowie, że w Policji może działać jakaś fundacja. To było wielkie novum. Aby przybliżyć środowisku policyjnemu potrzebę istnienia fundacji, trzeba było czasu i wielu rozmów na najwyższych szczeblach. Kierownictwo Policji zawsze było przychylne i nas wspierało. Teraz fundacja znana jest całemu środowisku policyjnemu. W komendach wojewódzkich mamy pełnomocników. Przecież my tu w Warszawie nie zawsze mamy możliwość, żeby wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w terenie. Oni pomagają nam również  zdobywać środki na działalność. Pan przecież pamięta – w pierwszym roku mieliśmy przychody w kwocie… 280 zł. Potem bardzo długo zbieraliśmy pierwsze 100 tys. Teraz nasze przychody oscylują wokół miliona złotych w skali roku, ale pomagają nam różne inne podmioty, jak np. Polskie Radio po śmierci dolnośląskiego antyterrorysty. Rośnie także świadomość w społeczeństwie, że policjant to także czyjś syn, ojciec, mąż, że ryzykuje swoje szczęście dla bezpieczeństwa innych.

Co jeszcze zrobiliście w ubiegłym roku, oczywiście oprócz codziennej pomocy podopiecznym czy gali dwudziestolecia?

– Po raz pierwszy nakręciliśmy dwa filmy, w których w sposób bardzo osobisty wypowiadają się nasi podopieczni o współpracy z fundacją. Film dłuższy jest właściwie do użytku wewnętrznego, przygotowany został z myślą o dwudziestoleciu. Poruszamy w nim sprawy trudne, które są doświadczeniem wszystkich podopiecznych. To oni muszą zmagać się z traumą, kiedy zabrakło ojca i męża. My im w tym pomagamy, nie tylko finansowo.

Wiem, bo kilka razy byłem świadkiem, gdy wdowy dzwoniły do fundacji, z różnymi sprawami, także po to, aby po prostu porozmawiać z kimś, kto je zrozumie. 

– Chodzimy na śluby i pogrzeby naszych podopiecznych, pomagamy w pokonywaniu trudów codzienności. Przez te lata staliśmy się częścią ich życia, a ich życie stało się naszym. Wchodzimy często w rolę najbliższej rodziny. To są niesamowite historie.

Dziękuję za rozmowę.

PAWEŁ OSTASZEWSKI
zdj. autor