Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

FBI: jak to się robi w Ameryce

Często jest tak: coś się wydarzyło, na miejsce przyjeżdżają służby, jeden patrzy na drugiego i czeka, by tamten wziął na siebie odpowiedzialność. Wszyscy dzwonią do przełożonych, ale oni też nie chcą sobie zaszkodzić, więc kierowanie działaniami spychają na funkcjonariusza niższego szczebla. Albo jeszcze inaczej: zjeżdżają się służby, każda rozstawia swój namiot, jednak wspólnego sztabu i jednego dowódcy brak.

Od 5 do 9 lutego br. w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie amerykańscy eksperci Federalnego Biura Śledczego (FBI) oraz Agencji Redukcji Zagrożeń Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych Ameryki (DTRA) we współpracy z Głównym Sztabem Policji Komendy Głównej Policji przeprowadzili szkolenie z zakresu dowodzenia zdarzeniem (Incident Command System – ICS). Wzięli w nim udział przedstawiciele najważniejszych służb państwowych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo obywateli. Program tego kursu oparł się w znacznej mierze na wnioskach, które wyciągnięto po ubiegłorocznych wieloagencyjnych ćwiczeniach pod kryptonimem „Wolf-Ram-23”. Polscy i amerykańscy obserwatorzy, choć całość działań ocenili pozytywnie, dostrzegli jednak sfery wymagające poprawy.

Reakcja na incydent

– Amerykanie widzą, że mamy dobrych ekspertów, niezły sprzęt, tylko warto jeszcze trochę się podszkolić i pokazać inne metody zarządzania incydentem na zasadzie: zobaczcie, jak my pracujemy, i wykorzystajcie z tego to, co będzie wam przydatne – mówi napędowy szkoleniowej współpracy polskiej Policji z FBI asp. szt. Paweł Zawadka z Głównego Sztabu Policji Komendy Głównej Policji. – Nikt nie chce przerzucać tego systemu jeden do jednego, bo to się nie da. Mamy różne systemy prawne, inny system funkcjonowania administracji etc. Ale pewne rzeczy można adaptować. Oczywiście jest to proces, bo jest to inny sposób myślenia o incydencie kryzysowym i może to zająć od 5 do 10 lat. Ale już pewne elementy tego szkolenia powinny być na szkoleniu podstawowym, bo najczęściej pierwszymi osobami, które znajdą się na miejscu zdarzenia, są funkcjonariusze z pierwszej linii, czyli z patrolu czy zespołu interwencyjnego, i to oni powinni brać na siebie ciężar dowodzenia incydentem tak długo, jak tylko będzie to niezbędne. Jeżeli na miejscu będą już trzy patrole, czyli sześciu funkcjonariuszy, któryś musi podnieść rękę i powiedzieć: ja dowodzę! Gdy dojedzie do nich straż pożarna, to pierwszą rzeczą, którą powinien zrobić, to pójść skontaktować się z ich dowódcą i już na miejscu zbudować mały sztab. Cała idea ICS polega na tym, żeby strukturę sztabową dowodzenia ustawić w miejscu zdarzenia.

Czym jest ICS

W Legionowie o ICS mówił Kevin Jonson z FBI. Swoje doświadczenie zdobywał m.in. 11 września 2001 r., gdy stanął na czele służb w Pensylwanii, miejscu rozbicia porwanego przez terrorystów samolotu United Airlines lot 93.

– Koncepcja ICS ma na celu ułatwienie zarządzania zadaniowego na miejscu zdarzenia. Zarządzanie to musi być wykonywane z miejsca zdarzenia, a nie ze zdalnej lokalizacji. W przypadku operacji przy poważnych zdarzeniach zarządzanie strategiczne i wsparcie mogą znajdować się z dala od miejsca zdarzenia, jednak dowódca musi być fizycznie na miejscu zdarzenia. Jeśli go nie ma, nie dowodzi! Ale musi mieć zastępcę, który odciąża go w obowiązkach. Moja rada jest taka, by to zastępca nosił radio i telefon, a nie dowódca, bo się wykończy. Przekazanie dowództwa dokonuje się tylko twarzą w twarz. Nigdy przez telefon! Dowódca powinien być wyraźnie oznaczony, np. kamizelką z napisem „Dowódca incydentu”, i przebywać stale w sztabie, którego położenie też będzie wyraźnie oznaczone. Nikt nikogo nie powinien szukać. Poza tym, każdy musi wiedzieć, czym się zajmuje i kto jest jego szefem, a szef ma być tylko jeden.

Istotne schematy

Amerykanie bardzo dużą wagę przykładają do schematów. To sprawdza się w sytuacjach kryzysowych. Dowódca wie, że musi mieć zastępcę oraz sztab ludzi. W sztabie muszą się znajdować: specjalista do spraw współpracy, służący jako punkt kontaktowy dla przedstawicieli innych agencji i organizacji, specjalista do spraw bezpieczeństwa monitorujący przebieg działań, który sprawia, że każdy funkcjonariusz może się czuć zaopiekowany i nic mu na miejscu nie grozi, oraz rzecznik prasowy kontaktujący się ze społeczeństwem, mediami i innymi agencjami.

W sztabie powinny znajdować się także sekcje operacyjna, planowania, logistyki i finansów oraz administracji. Na czele każdej z sekcji jest jej lider. Amerykanie przekonali się, że dowódca może sprawnie kierować, gdy zespół liczy nie więcej niż siedem osób, ale optymalnie jest to od trzech do pięciu. Wdrożenie systemu dowodzenia incydentem nie musi oznaczać rewolucji w obecnie funkcjonującym systemie organizacji działań. Jest to pewnego rodzaju wprowadzenie zasad organizacji dowodzenia polegającej na delegowaniu zadań i odpowiedzialności za ich realizację na niższe poziomy dowodzenia. Dowódca ma wyznaczyć priorytety działania i określić zadania dla poszczególnych zespołów w sposób konkretny, ale bez dopracowywania każdego szczegółu. Przykładem takiego podejścia może być określenie celu jako „odizolowanie miejsca zdarzenia”. Zadaniem może być: „W ciągu 20 minut zablokować ruch pojazdów i pieszych w obrębie ulic (…)”. Sposób realizacji ma być opracowany przez specjalistę działającego bezpośrednio przy incydencie – czyli szefa sekcji operacyjnej.

Kluczowe dla ICS jest zarządzanie incydentem przez cele, a nie szczegółowe zadania stawiane przez dowodzącego incydentem. To pozwala mu na skupienie się na dowodzeniu, a nie na decydowaniu o każdym szczególe organizacji, jak np. kontrola liczebności sił i środków przybywających na miejsce zdarzenia. Tym zajmuje się sekcja planowania (nawet jednoosobowa).

Jedną z wielu zalet stosowania ISC jest jego elastyczność. Można go stosować przy różnej skali zdarzeń i na różnych poziomach dowodzenia. To trochę jak puzzle, które odpowiednio do siebie dopasowane będą funkcjonowały na poziomie taktycznym, operacyjnym i strategicznym. ISC może być stosowany już na etapie planowania działań, np. zabezpieczeń imprez masowych, jak również ad hoc w przypadku zdarzeń nagłych. Jednakże aby zadziałał, potrzebne jest jego powszechne stosowanie, zarówno w ramach jednej służby, jak i podczas współdziałania wielu służb. Należy wypracować nawyk używania go nawet podczas niewielkich i planowanych działań. Przy odpowiednio zaplanowanym procesie szkolenia i ćwiczeń oraz niewielkim korektom obowiązujących przepisów jest to możliwe.

Zintegrowane dowództwo

W trakcie ćwiczeń „Wolf-Ram-23” podczas jednego z epizodów wyraźnie w jego pierwszej fazie, gdy na miejsce zdarzenia przyjechały różne służby, brakowało między nimi ścisłej współpracy. Każda miała swój sztab, ale nie do końca było wiadomo, kto zarządza akcją. Amerykańscy obserwatorzy z łatwością to wychwycili. Dlatego podczas szkolenia w Legionowie dużo czasu poświęcili na omówienie zagadnienia tzw. zintegrowanego dowództwa.

– Jeżeli mamy do czynienia z poważnym incydentem, może są ofiary, jest zagrożenie terrorystyczne, na miejsce na pewno przybędzie wiele służb, także prokurator. Trzeba będzie zabezpieczyć miejsce zdarzenia, bliższe i dalsze okolice, dojazdy, szukać miejsc w szpitalach etc. Jest to bardzo złożona sytuacja, dlatego szefowie wszystkich odpowiedzialnych za to służb powinni być w jednym miejscu. Musi powstać sekcja operacyjna. Służby mają różne kompetencje, a zintegrowane dowództwo zdarzenia umożliwia wszystkim agencjom wspólne zarządzanie zdarzeniem przez ustalenie jednego zbioru celów i strategii w zakresie zdarzenia oraz podejmowanie wspólnych decyzji przez ustanowienie jednej struktury dowodzenia na jednym stanowisku dowodzenia. To wzmacnia efektywność działań – powiedział Kevin Jonson.

Nie mniej ważne zadania spoczywają na sekcji planowania, która wybiega poza aktualny i następny okres operacyjny oraz przewiduje potencjalne problemy i zdarzenia. Tak samo należy zbudować sekcje logistyki oraz finansów i administracji.

Część druga – DTRA

Drugą część kursu poświęcono zwalczaniu rozprzestrzeniania broni masowego rażenia. Studyjne ćwiczenia diagnostyczne prowadzili przedstawiciele Defense Threat Reduction Strategy (DTRA). Skoncentrowano się na współpracy przedstawicieli różnych służb, identyfikacji wyzwań oraz zdobyciu wiedzy o uprawnieniach, roli i obowiązkach innych agencji. Zajęcia w grupach pracujących z wykorzystaniem tych samych scenariuszy, lecz w nieco innych konfiguracjach przedstawicieli różnych służb wykazały, że wszyscy widzieli to samo, ale na przedstawione im sytuacje mieli nieco inne spojrzenie. To wynikało ze specyfiki każdej ze służb oraz z zakresu przysługujących im kompetencji. Lider mógł być tylko jeden.

– Praca w mniejszych grupach pozwoliła na poznawanie własnych możliwości. Pracując z innymi służbami, widzimy pewne niuanse. FBI przyznało, że długo bronili się przed systemem ICS, ale od kiedy go przyjęli, zasady gry stały się prostsze. Wdrożenie tego systemu jest dosyć skomplikowane, bo wymaga pewnej kultury pracy, dyscypliny i zmiany mentalności, ale warto dążyć do tego, by funkcjonariusz będący pierwszy na miejscu zdarzenia czuł się kompetentny do podejmowania samodzielnych decyzji – mówi asp. szt. Paweł Zawadka. – Nasz pomysł jest teraz taki, by z pomocą naszych kolegów z USA zbudować program szkolenia ICS do wykorzystania przez polskich funkcjonariuszy i prowadzony przez polskich instruktorów.

Jest szansa, bo Amerykanie są pod wrażeniem zaangażowania polskiej Policji w organizację ćwiczeń i szkoleń wykorzystujących doświadczenia FBI i Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych.

– Z perspektywy biura FBI w Warszawie patrzymy na różne typy zagrożeń i pod tym kątem staramy się organizować szkolenia. Tutaj głównym tematem było zwalczanie zagrożenia broni masowego rażenia. Ale są planowane kolejne, z wykorzystaniem psów, dronów czy negocjatorów. Mamy zaplanowane także szkolenie dotyczące cyberprzestępczości i DarkNetowi. Najbliższe – już w kwietniu – poświęcimy działaniom powybuchowym – powiedział zastępca szefa Biura FBI w Polsce Matthew J. Winn. – Pragnę przy tej okazji podziękować osobom stojącym od dwóch lat za tak interesująco rozwijającą się współpracą między FBI a polską Policją. Wszystko to spiął w całość dyrektor Głównego Sztabu Policji KGP insp. Adam Kachel, w czym bardzo pomogli mu insp. Jacek Witas dowodzący wydarzeniem o nazwie „Wolf-Ram-23”, asp. szt. Paweł Zawadka, kom. Renata Maliszewska i asp. Piotr Jankowski. Ważne, że macie ludzi z inicjatywą i własnymi pomysłami. My postaramy się pomóc je realizować.

Ćwiczenie „Wolf-Ram-23” oraz to ostatnie szkolenie w CSP w znacznym stopniu sfinansowała strona amerykańska. Nie były to skromne środki. Dlaczego im również zależy na sprawnych działaniach polskich służb? Chyba w najprostszy sposób wyraził to moderujący kurs w Legionowie William Oliver, który powiedział: – Już dwa razy w życiu przechodziłem na emeryturę i dwa razy z niej wracałem. Po co? By moje wnuki dorastały w bezpiecznym świecie.

Andrzej Chyliński, P.Z.NE

zdj. autor