Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Siwki fiaty i sokoły

Czym (i na czym) jeździli polscy policjanci przez dziewięć dziesięcioleci? Gniadosze i siwki długo dzierżyły pozycję lidera w policyjnym transporcie.

(...)

W roku 1925, jak informowała „Gazeta Administracji i Policji Państwowej”, cała policyjna formacja dysponowała 2295 końmi wierzchowymi i 224 taborowymi (pociągowymi). Samochodów osobowych było aż… 35, ciężarowych i półciężarowych – 26. Motocykli – 13. Za to rowerów zatrzęsienie – 435. Policyjny tabor uzupełniało 278 bryczek, 472 wozy konne oraz 6 łodzi motorowych. Jak na 42-tysięczną armię mundurowych nie były to ilości – delikatnie mówiąc – imponujące.

Konie jeszcze wtedy rżały pewnie z zachwytu, nie zdając sobie sprawy, że nad ich grzywami zaczynają się już zbierać czarne chmury. Na próżno podinsp. Marcin Szopa, komendant Oddziału Konnego PP m.st. Warszawy, usiłował przekonywać, że materiał koński jest znacznie bardziej oszczędny i wartościowy dla policji niż samochód, który po przejechaniu 50 tys. km nadaje się już tylko na złom, a koń po takim przebiegu będzie wyglądał… zupełnie dobrze. Poza tym – argumentował – koszt jego utrzymania jest o połowę mniejszy niż automobilu, a i z powiększeniem końskiego parku też nie ma problemu. Wystarczy tylko dobry ogier…

Za mocną pozycją konia przemawiał wówczas także produkt finalny jego układu trawiennego, czyli, mówiąc wprost… nawóz. Już w 1922 r. ówczesny komendant główny PP nadinspektor Wiktor Sas-Hoszowski w rozkazie nr 161 stwierdził, że stanowi on własność państwową i musi być sprzedawany.

Jest to poważne źródło dochodów państwowych i winno być należycie wyzyskane. W żadnym wypadku nie można ofiarować nawozu do sprzedaży woźnicom (…). A sumy uzyskane ze sprzedaży tego cennego surowca należy wpłacać do Kas Skarbowych na par. 5 budżetu dochodowego Policji Państwowej, zaliczając je do dochodów zwyczajnych.

(...)

W drugiej połowie lat 20. ekspansja koni mechanicznych w Polsce stała się faktem. Ale po latach niewoli i wyniszczających wojnach nie na wiele było nas wówczas stać. Skarb Państwa świecił pustkami, więc i budżet policji ledwo pozwalał na przetrwanie.

(...)

W styczniu 1925 r. tygodnik „Na Posterunku” donosił m.in., że (...) policja pow. ostrowskiego, dzięki staraniom swego komendanta, kom. Hornunga, nabyła dla celów pościgowych samochód ford o sile 20 HP, za sumę 4550 zł. Środki na zakup samochodu uzyskano z koncertów urządzanych przez Policję Państwową, częściowo zaś przyszedł z pomocą sejmik powiatowy, który wyasygnował na ten cel 1000 zł.

Podobnym darem przekonywania wykazał się też podkom. Józef Maciążek, komendant powiatowy PP z Grójca, który wydeptał u miejscowego starosty, dr. Gołąba, kwotę 5800 zł na zakup 4-osobowego włoskiego fiata.

(...)

Zasłużenie najlepszą opinią cieszyły się w przedwojennej PP amerykańskie motocykle harley davidson oraz indiana. Ciężkie, silne (do 1200 cm3 pojemności), dosyć szybkie, świetnie spisywały się zarówno w wersji solo, jak i z doczepionym wózkiem. Idealnie pasowały zwłaszcza policjantom służby patrolowej oraz grupom interwencyjno‑pościgowym, uganiającym się po bezdrożach Rzeczypospolitej za grasującymi bandami.

(...)

Zdecydowanie najbardziej powszechnym środkiem lokomocji w przedwojennej PP był jednak rower. Nie tyle z wyboru, ile mizerii finansowej całej mundurowej formacji. Służył przede wszystkim szeregowym policjantom w ich codziennej służbie patrolowej, odbywanej w większości po „niebitych” traktach Polski powiatowej.

(...)

Teraz w Policji trwa „pokoleniowa wymiana” koni mechanicznych. Czasy, co prawda, trochę niesprzyjające, ale drzewiej bywało gorzej.

Jerzy Paciorkowski
zdj. archiwum, zbiory historyczne KGP, „Na Posterunku”, R. Litwiński „Korpus Policji II RP”

Jest to fragment artykułu. Całość w tradycyjnej, drukowanej wersjii miesięcznika „Policja 997”.