Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Dramat z sercem w tle

Nazwisk niektórych policjantów zmarłych tragicznie próżno szukać w księgach pamięci. Milczy o nich również resortowa prasa okresu międzywojnia. Dlaczego? Bo popełnili czyny naganne. Cóż, już wtedy nie wszyscy policjanci byli aniołami.


Ruda Pabianicka, dziś jedno z osiedli kilkudziesięciotysięcznej dzielnicy Łódź‑Górna. W latach 30. ubiegłego wieku ubogie przedmieście z niską zabudową, z rzadka tylko oświetlonymi i utwardzonymi ulicami. Przy jednej z nich, na parterze dwupiętrowej kamienicy mieścił się Posterunek Policji Państwowej, podległy łódzkiej komendzie powiatowej PP. W 1934 r. pracowało tutaj dziewięciu posterunkowych.

Dowodził nimi starszy przodownik PP Aleksander Różycki, który kilka miesięcy wcześniej zastąpił na tym stanowisku przodownika Ignacego Zajperta. Wśród załogi rudzkiego posterunku byli m.in. dwaj serdeczni koledzy, niespełna 40-letni Karol Stefaniak i jego rówieśnik Józef Wawrzonkowski. Zaprzyjaźnili się jeszcze w wojsku, potem – choć dzieliło ich kilkadziesiąt kilometrów – utrzymywali stały kontakt, od czasu do czasu bywając u siebie. Stefaniak mieszkał w Łodzi, Wawrzonkowski na prowincji, u rodziców.

(...)

MAŁŻEŃSKI TRÓJKĄT?

Początkowo nic nie zapowiadało nieszczęścia w rodzinie Stefaniaków. Koledzy żyli zgodnie i bez większych problemów, koncentrując się na domu i pracy zawodowej. Nie zwracali uwagi sąsiadów ani podejrzanym zachowaniem, ani kłótniami. Żaden z nich nie nadużywał alkoholu, nie miał też zatargów z mieszkańcami kamienicy. Co jednak działo się za progiem mieszkania, tego nikt nie wiedział. Możemy tylko przypuszczać, że początkowa sielanka uległa stopniowemu ochłodzeniu. Powodem była 37-letnia Aniela Stefaniak, żona Karola, do której Józef zapałał płomiennym uczuciem. I chyba z wzajemnością, o czym świadczy dalszy rozwój wypadków.

(...)

Zbrodnię w rudzkim posterunku ujawnił jeden z mieszkańców, który około północy zjawił się tam, aby zgłosić włamanie do swego mieszkania. Drzwi były jednak zamknięte, na pukanie nikt nie odpowiadał, chociaż w oknach było jasno. Kiedy zajrzał do środka, zmartwiał. Zobaczył dwóch mundurowych w kałuży krwi. Jeden leżał na podłodze, drugi, bezwładnie przechylony, zwisał z krzesła. Głowa opierała się o biurko, obok leżał pistolet.

Przerażony mężczyzna pobiegł natychmiast do mieszkającego nieopodal komendanta Różyckiego.

(...)

Jerzy Paciorkowski
zdj. „Tajny Detektyw”

JEST TO FRAGMENT ARTYKUŁU. CAŁOŚĆ W TRADYCYJNEJ, DRUKOWANEJ WERSJI MIESIĘCZNIKA „POLICJA 997”.