Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Prabuty lekcja dla Policji

Prabuccy policjanci niechętnie odwozili pijanych do izby wytrzeźwień, bo znajduje się w odległym o 50 km Grudziądzu. Zajmowało im to wiele godzin służby, podczas których miasto zostawało całkowicie pozbawione policji. Stosowali więc inne, nieformalne metody, przy cichej akceptacji przełożonych i społeczeństwa. Aż doszło do nieszczęścia. I mleko się wylało...

30 września około 21.00 do dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Kwidzynie zadzwoniła mieszkanka Prabut z prośbą o interwencję wobec jej sąsiada, Zbigniewa B., który pijany siedział na schodach kamienicy i – jak to określiła – „krzyczał, przeklinał, wył jak kojot i był obsikany”. Dyżurny zlecił interwencję załodze komisariatu w Prabutach sierż. Jarosławowi F. i sierż. Radosławowi B. Policjanci udali się na ulicę Zamkową.

CO WYDARZYŁO SIĘ NAPRAWDĘ?

Do tego momentu przebieg interwencji jest potwierdzony zapisem w rejestratorze rozmów telefonicznych stanowiska kierowania KPP i w notatnikach służbowych policjantów. Ciąg dalszy znany jest na razie tylko z relacji obydwu policjantów.
Twierdzą oni, że zastali Zbigniewa B. we wskazanym miejscu, zabrali go do radiowozu i pojechali do komisariatu, aby tam go wylegitymować i zbadać alkomatem. Zatrzymany odmówił poddania się badaniu, więc kazali mu wracać do domu i nie rozrabiać. B. miał oświadczyć, że do domu wracać nie zamierza i będzie nadal pił wódkę. Gdzie się udał po wyjściu z komisariatu, tego policjanci nie wiedzieli. Z komisariatu do kamienicy przy Zamkowej jest około 300 metrów.

Pytani, dlaczego nie odwieźli zatrzymanego do izby wytrzeźwień, policjanci twierdzili, że według nich nie kwalifikował się do izby, bo „jego stan nietrzeźwości nie był na tyle poważny, żeby zagrażać życiu albo zdrowiu”. Dyżurnemu z KPP przekazali informację, że interwencja zakończyła się pouczeniem. Dyżurny nie wnikał w szczegóły.

Około godziny 3.00 do kamienicy przy ulicy Zamkowej ponownie przyjechali policjanci. Zapukali do konkubiny Zbigniewa B., poprosili o dowód osobisty konkubenta i poinformowali, że on nie żyje. Został śmiertelnie potrącony przez samochód ciężarowy na szosie, około 4 kilometry za miastem. Kierowca nie zdążył wyhamować, gdy pijany mężczyzna wtargnął na jezdnię. Zbigniew B. zginął na miejscu. Miał we krwi 3,3 prom. alkoholu. Kierowca był trzeźwy.

SKARGA NA SPOSÓB INTERWENCJI

Co działo się ze Zbigniewem B. od chwili, gdy policjanci zabrali go do radiowozu do momentu wypadku drogowego? W jaki sposób znalazł się 4 km za miastem, dlaczego znaleziono go bez butów?
Być może poszłoby wszystko na karb jego pijackiego trybu życia, zwłaszcza że, jak później ustalono, Zbigniew B. pił od wielu miesięcy codziennie, właściwie nie trzeźwiejąc.

Być może – gdyby nie fakt, że następnego dnia do komendanta Policji w Kwidzynie zgłosił się brat ofiary wypadku ze skargą na policjantów. Twierdził, że Zbigniew B. został przez nich wywieziony do lasu i tam pozostawiony.
Komendant powiatowy mł. insp. Józef Kowalik polecił komendantowi komisariatu w Prabutach przeprowadzić postępowanie wyjaśniające w tej sprawie, kopię skargi przekazał do prokuratury oraz powiadomił Wydział Kontroli KWP i Biuro Spraw Wewnętrznych. Obydwaj policjanci zostali przeniesieni do służby w KPP w Kwidzynie do czasu wyjaśnienia sprawy.

Według zeznań brata Zbigniewa B. świadkiem wywiezienia do lasu miał być Tomasz K. – również niepracujący, karany, nadużywający alkoholu. Jednak Tomasz K. odmówił rozmowy z policją. Twierdził, że tamtego wieczoru był tak pijany, że kompletnie niczego nie pamięta.
Pozostała więc jedynie wersja podawana przez policjantów.

Tymczasem na lokalnym forum internetowym pojawiły się wpisy, że to nie pierwsza taka sprawa, bo prabuccy policjanci mają zwyczaj wywozić pijanych do lasu zamiast do izby wytrzeźwień i tam ich zostawiać, bez butów, a czasem i bez spodni. A także używać pałek.
Kilka dni później w jednym z dzienników pojawił się artykuł „Policjanci z Prabut terroryzują miasto”, artykuły w podobnym tonie ukazały się w innych gazetach.

SKARGA NA BRAK INTERWENCJI

Te doniesienia zbiegły się w czasie z inną skargą, która dotarła bezpośrednio do komendanta wojewódzkiego w Gdańsku nadinsp. Krzysztofa Starańczaka. Dotyczyła braku reakcji policji w Prabutach na dantejskie sceny, jakie dzieją się przed miejscową dyskoteką, gdzie nieustannie dochodzi do awantur i bójek. Mieszkańcy okolicznych domów wielokrotnie prosili o interwencje zarówno władze miasta, jak i policję, ale bezskutecznie. Skarga do komendanta wojewódzkiego poparta była filmem. Autor przez kilka miesięcy amatorską kamerą dokumentował, jak przebiegają interwencje stróżów prawa przed ową dyskoteką.

– Po obejrzeniu tego filmu byłem wstrząśnięty – mówi komendant Starańczak. – Widać na nim, jak policjanci podjechali pod dyskotekę, po czym oparłszy się o radiowóz, rozmawiali sobie swobodnie z uczestnikami, a obok biło się kilku nieletnich w poszarpanych koszulach. Policjanci nie reagowali. Potem odjechali.

Takich i podobnych scen na filmie było kilka. Z jednej strony były więc pogłoski o bezprawnych działaniach policjantów w stosunku do pijanych, z drugiej udokumentowany na filmie brak reakcji na zakłócanie porządku przed dyskoteką. Brak nadzoru ze strony przełożonych był tu ewidentny – ocenia nadinsp. Starańczak.

Natychmiast zarządził kontrolę komisariatu w Prabutach. I zdymisjonował komendanta oraz nadzorującego pracę komisariatu zastępcę komendanta powiatowego z Kwidzyna. Za brak nadzoru właśnie.

NA RAZIE TYLKO BŁĘDY

Materiały zgromadzone w postępowaniu wyjaśniającym przeprowadzonym przez KPP w Kwidzynie ani nie potwierdziły, ani nie zaprzeczyły zarzutom stawianym policjantom przez Romana B. o to, że jego brat Zbigniew został wywieziony do lasu. Całość tych materiałów przekazano do oceny prokuraturze.

Na pytanie, czy policjanci nadużywali uprawnień lub wręcz łamali prawo, odpowie śledztwo prokuratorskie.
Na razie nie ulega natomiast żadnej wątpliwości, że obydwaj policjanci przeprowadzili interwencję niezgodnie z procedurą. Przede wszystkim bezpodstawnie uznali, że Zbigniew B. nie kwalifikuje się do izby wytrzeźwień.

Popełnili też wiele innych błędów. M.in. nie wylegitymowali pijanego, nie skontaktowali się, aby ustalić o co chodzi, z osobą, która wzywała policję, ani z konkubiną pijanego, która mieszka w tym samym budynku, a zapisy odnośnie interwencji w notatnikach obydwu policjantów różniły się od siebie. Przy okazji wyszło na jaw, że notatniki prowadzone są nieczytelnie i niezgodnie z wymogami.

Przeciwko policjantom wszczęto postępowanie dyscyplinarne o niewłaściwe sporządzanie dokumentacji i niezgodne z procedurą przeprowadzenie interwencji. Postępowanie zawieszono do czasu zakończenia postępowania prokuratorskiego.

CAŁE MIASTO WIEDZIAŁO

I choć na razie nic jeszcze w sposób pewny nie zostało ustalone, dziś każdy zagadnięty o to mieszkaniec Prabut mówi, że o wywożeniu pijanych do lasu wiedziało całe miasto.
Jedni to popierają, inni krytykują. Ale wcześniej nikt nie mówił o tym głośno. Zwłaszcza ci, których to dotyczyło – stali „klienci” policji. Albo się bali, albo taki sposób załatwienia interwencji po prostu im odpowiadał.

– Policja dobrze robiła. Jak wywieźli takiego do lasu, to i w domu był spokój i płacić nie trzeba było za izbę wytrzeźwień – mówi mieszkanka Prabut. – Wiem, że oni nieraz sami prosili: „Panie władzo, daj pan parę pał na d…, ale nie wywoź do wytrzeźwiałki”.

– Wywozili, czy nie wywozili, ale to dotyczy przecież ludzi z marginesu. My, spokojni obywatele cieszyliśmy się z tego, że policjanci w ten sposób zaprowadzają spokój. I powiem to publicznie – zapowiadała jedna z mieszkanek, usiłując dostać się przed kamerę telewizyjną. Bezskutecznie. W programie telewizyjnym wystąpili głównie ci, którzy mieli do policji pretensje.

WŁADZE NIE WIEDZIAŁY

Na temat wydarzeń w Prabutach mówiła lokalna i ogólnopolska telewizja, pisały gazety.
Przed dziennikarzami ludziom otwierały się usta. Na przykład Tomasz K., kumpel Zbigniewa B, który w czasie przesłuchania nie pamiętał nic z wieczoru 29 września, bo był zbyt pijany, przed kamerą telewizyjną wiele sobie przypomniał. Twierdził, że on też był wywożony do lasu, że był bity pałką, pokazywał ślady pobicia.

Leokadia L. opowiadała dziennikarzom, że policjanci wielokrotnie wywozili do lasu jej niepełnosprawną umysłowo córkę. Twierdziła, że już w ubiegłym roku udała się ze skargą na policjantów do ówczesnego komendanta komisariatu. Ale on wysłuchał, a potem odesłał do domu. Kazał wszystko opisać i złożyć skargę na piśmie.

– Gdyby komendant komisariatu zareagował na tę skargę jak należy, to znaczy sprawdził, czy polega ona na prawdzie, to być może ujawniłby jakieś nieprawidłowości, zapobiegając innym zdarzeniom – denerwuje się komendant Kowalik. – A dzisiaj tłumaczy, że o niczym nie wiedział.

Przeciwko byłemu komendantowi komisariatu Robertowi Cz. wszczęto postępowanie dyscyplinarne o brak nadzoru.
Że o niczym nie wiedział, twierdzi też burmistrz Bogdan Pawłowski.

– Jestem oburzony, że jedna z gazet napisała, że policjanci w Prabutach terroryzują miasto – mówi. – Nikt z mieszkańców nigdy nie skarżył się do mnie, że czuje się terroryzowany przez policję.

– Niektórzy mają teraz okazję dowalić policji ile wlezie, wylać do dziennikarzy swoje pretensje i żale – mówi jeden z prabuckich funkcjonariuszy.

„PSY BĘDĄ SIĘ MŚCIĆ”

Władze miasta, a także komendant powiatowy z Kwidzyna i nowy komendant prabuckiego komisariatu asp. Piotr Krajewski spotkali się 22 października z mieszkańcami w domu kultury, aby porozmawiać o zaistniałej sytuacji. Przyszło ponad sto osób, zwykłych, spokojnych mieszkańców. Popierali policję i byli za zdecydowanymi metodami działania wobec marginesu społecznego. Tak naprawdę niewiele ich obchodziło, czy policjanci wywozili, czy nie wywozili lumpów do lasu. Pretensje mieli o nierozwiązany problem dyskoteki. Mówili o chuliganach, którzy wyrywają torebki starszym kobietom. O tym, że policjantów na ulicach jest za mało, zwłaszcza w nocy. Byli też tacy, którzy mówili, że w mieście jest ostatnio spokojniej niż kiedyś.

Komendant Kowalik zapewnił, że Prabuty dostaną dodatkowe wsparcie prewencyjne z komendy wojewódzkiej. Szczegółowo opisał, jakie działania podjęła policja, żeby ostatecznie rozwiązać problem zakłócania porządku przed dyskoteką.
Ze stałej „policyjnej klienteli” na salę podczas spotkania weszło tylko dwóch. Jeden, zarośnięty i pijany, próbował zabrać głos, ale nie można było zrozumieć, co mówi. Jego koledzy wyczekiwali w grupkach przed budynkiem. Wyglądali na nietrzeźwych lub mocno skacowanych.
Zabrakło wśród nich Tomasza K., jak dotąd głównego świadka przeciwko policjantom. Kilka godzin wcześniej po pijanemu znęcał się nad ojcem, który wezwał policję. Tomasz K. zaatakował policjanta widelcem. Został odwieziony do izby wytrzeźwień, miał 3 prom. alkoholu we krwi. Wszczęte zostało postępowanie o czynną napaść, a także o znęcanie nad ojcem i bratem.

– K…, to się teraz na…bało. Psiarnia będzie się mścić i wywozić do żłoba – martwi się jeden ze stojących przed budynkiem.

– J…ć psów! – odpowiada inny i wszyscy rechoczą.

PRABUTY – LEKCJA DLA WSZYSTKICH

Nowy komendant prabuckiego komisariatu ma świadomość, że czeka go trudne zadanie. Z jednej strony oczyszczenie atmosfery wokół policji, z drugiej niedopuszczenie do tego, żeby zaistniała sytuacja sparaliżowała zachowania policjantów. Komendant Starańczak skierował do Prabut psychologa, który ma rozmawiać ze wszystkimi funkcjonariuszami i pomóc im się pozbierać.

Starańczak widzi aferę prabucką w szerszym kontekście. Bez względu na to, jakie będą ustalenia prokuratorskie, traktuje ją jako wyrazisty przykład do dyskusji o systemie nadzoru i kontroli w jednostkach. Na specjalnej odprawie pokazał komendantom powiatowym „materiał poglądowy” w postaci amatorskiego filmu o interwencjach prabuckiej policji.

– Nadzór ze strony kadry kierowniczej musi zostać wzmocniony. Przełożeni muszą kontrolować swoich podwładnych w czasie wykonywania służby, także w nocy. Sprawa Prabut to lekcja dla wszystkich. I dowód, że nie da się kierować jednostką zza biurka – mówi.

ELŻBIETA SITEK
zdj. Krzysztof Chrzanowski

Insp. Marek Działoszyński, ówczesny dyrektor Biura Spraw Wewnętrznych KGP:

– Z obserwacji BSW i sygnałów, jakie do nas docierają, wynika, że są obszary działania Policji, gdzie czasami praktyką stają się działania nieformalne policjantów. Do nich należy między innymi interwencja wobec osób pijanych, zwłaszcza osób z marginesu społecznego. Duże odległości do izb wytrzeźwień w wielu miejscowościach powodują, że policjanci sami podejmują decyzję, która wydaje im się dobra dla służby. Może pojawiać się pytanie, czy warto jechać kilkadziesiąt kilometrów, zużywać paliwo, tracić wiele godzin, podczas których miasto pozbawione jest jedynego w nocy patrolu? Zamiast tego „lepiej” kazać więc pijakowi iść do domu albo podjąć wobec niego inne nieformalne działania. Niejednokrotnie przy cichej akceptacji przełożonych i społeczności lokalnej, bo wydaje się, że jest to dla wszystkich korzystniejsze.

Tymczasem, chociaż system postępowania wobec osób nietrzeźwych zakłócających spokój nie jest doskonały, to innego nie ma. Osobę pijaną należy traktować jak chorą i nieporadną, wymagającą pomocy i opieki, gdyż stan, w jakim się znajduje, nie pozwala jej podejmować prawidłowych decyzji co do postępowania. Zadaniem policjantów jest przestrzegać prawa i procedur, gdyż odstępstwa mogą być groźne zarówno dla osób, w stosunku do których podejmowane są czynności (np. Prabuty), jak też dla samych funkcjonariuszy, których działania będą oceniane przez pryzmat ich ewentualnych nieszczęśliwych następstw.
Robienie wyłomu w systemie, nawet dla tzw. dobra sprawy, jest samowolą. To bardzo niebezpieczne, dlatego takie zachowania nie mogą być tolerowane. Niezbędne jest podejmowanie szybkich działań organizacyjno prawnych, które pozwalałyby funkcjonariuszom działać skutecznie bez konieczności poszukiwania działań metod nieformalnych. Rozmawiamy o tym ze wszystkimi przełożonymi służbowymi w ramach odpraw służbowych, wskazując konieczność stałego nadzoru.

 


Sprawa Prabut – komentarz

 

„Tworzy się Policję jako umundurowaną i uzbrojoną formację służącą społeczeństwu i przeznaczoną do ochrony bezpieczeństwa ludzi oraz do utrzymywania bezpieczeństwa i porządku publicznego” (art. 1 ustawy o Policji). To sformułowanie ustawowe zawiera istotę działań Policji oraz cel jej powołania i funkcjonowania.


Wydarzenia, które miały miejsce w Prabutach, potwierdzają, że nie wszyscy policjanci mają świadomość istoty swojej pracy, albo też, co gorsza, mając taką świadomość, z premedytacją przekraczają swoje uprawnienia lub nie dopełniają obowiązków.

PROSTE ZASADY

Tymczasem podstawowa zasada pracy policjanta jest prosta. Funkcjonariusze Policji mogą działać tylko i wyłącznie na podstawie i w granicach przepisów prawa (art. 7 Konstytucji RP). To szczególna zasada konstytucyjna, która ma na celu ochronę obywateli przed nieuzasadnioną ingerencją państwa w ich prawa i wolności. Przeciwstawia ona swobodę obywatelską, polegającą na możliwości robienia tego, co nie jest prawnie zakazane, zasadzie legalizmu, którą muszą kierować się wszyscy funkcjonariusze państwowi. Wolno im działać wyłącznie w granicach przyznanych im uprawnień. Stąd m.in. wywodzi się obowiązek podania podstawy prawnej każdej czynności, którą wykonuje policjant podejmujący interwencję w stosunku do obywatela. Gdy nie ma podstawy prawnej do podjęcia danych czynności, policjant nie może działać. A jeśli to robi, przekracza swoje uprawnienia i naraża się na odpowiedzialność karną.

NIE WYMIERZAĆ SPRAWIEDLIWOŚCI

Policja to nie organ wymiaru sprawiedliwości. Tylko sąd jest uprawniony do wymierzenia kary sprawcy czynu karalnego. Wprawdzie policjant wymierza karę, stosując postępowanie mandatowe, ale każdy może odmówić przyjęcia mandatu i poddać się zwykłej procedurze sądowej. Naturalna w społeczeństwie potrzeba sprawiedliwości, wobec opieszałości sądów, przejawia się tym, że wielu ludzi toleruje, a niektórzy wręcz oczekują od policjantów działań mających na celu natychmiastowe „odpłacenie” sprawcy za jego czyn. Stąd akceptacja części społeczeństwa dla praktyk wywożenia nietrzeźwych osób za miasto bądź stosowania siły fizycznej czy pałki jako swego rodzaju „pouczenia”. Takie postrzeganie roli Policji jest jak najbardziej błędne. Bardzo źle, jeśli taki sposób myślenia przyjmują też sami policjanci.

POLICJANT BIERZE ODPOWIEDZIALNOŚĆ

Podstawową rolą Policji jest niedopuszczenie do zaistnienia przestępstwa lub wykroczenia, a kiedy już ono wystąpi, szybkie ustalenie sprawców i rzetelne zebranie materiału dowodowego, który pozwoli na potwierdzenie winy i wymierzenie kary przez sąd. Nawet zastosowanie tak drastycznych środków, jak broń palna czy pozbawienie kogoś wolności w określonych prawem przypadkach, nie spełnia funkcji kary za popełniony czyn, lecz stanowi niezbędny środek do zapobieżenia tragicznym skutkom tego czynu czy do zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania dowodowego.
Należy też pamiętać, że podejmując interwencję wobec osoby, stosując środki przymusu bezpośredniego czy pozbawiając ją wolności, policjant bierze na siebie pełną odpowiedzialność za to, co się z tą osobą stanie i jakie będą skutki jego działania.

ZŁE I DOBRE PRAKTYKI

Przykład Prabut ukazuje jeszcze inne niebezpieczne zjawisko. Kiedy brakuje reakcji przełożonych na pierwsze sygnały nieprawidłowych działań policjantów, powstaje sytuacja, w której stają się one normą, szczególnego rodzaju „praktyką służbową”. To z kolei prowadzi do patologicznych sytuacji, często nielegalnego wręcz procederu, który zazwyczaj ujawnia dopiero tragiczne zdarzenie. Młodzi policjanci przychodzący po szkoleniu podstawowym do danej jednostki często są pouczani, że to, czego nauczyli się w szkole policyjnej, to teoria i powinni o niej jak najszybciej zapomnieć, bo dopiero teraz nauczą się, jak w praktyce wygląda praca policjanta. Dobrze, jeśli jest to właściwa praktyka, ale gorzej, gdy ta tzw. praktyka to nic innego jak patologiczny proceder akceptowany lokalnie w danej komórce czy jednostce. Stąd kluczowa rola przełożonych, którzy powinni umieć rozpoznawać niebezpieczne symptomy zachowań u swoich policjantów, odpowiednio na nie reagować, a często po prostu umieć odróżnić dobrych policjantów od złych.
Gdyby tak było w Prabutach, do tragedii z pewnością by nie doszło.

nadkom. Marcin Wydra
pełnomocnik KGP ds. ochrony praw człowieka