Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Sprawa kelnerów

Był to jeden z kuriozalnych peerelowskich procesów pokazowych. Oskarżeni zostali skazani za nieumyślne spowodowanie śmierci konsumenta, bicie klientów i matactwo. Nie chodziło jednak o sprawiedliwość, a o uderzenie w prywatną gastronomię, która korzystnie, a zatem niestosownie, wyróżniała się na tle państwowych lokali.

18 maja 1971 roku, 5 rano, nadmorska promenada w Międzyzdrojach. Idąca do pracy sprzątaczka spostrzega leżącego na trawniku człowieka w podartej koszuli. Mężczyzna nie żyje.

To Krzysztof Rutkowski, student Wydziału Poligrafii Politechniki Warszawskiej. Na Wybrzeżu pojawił się wiosną 1971 roku. Będąc na rocznym urlopie dziekańskim, szukał sezonowej pracy. Odwiedzał knajpy, kręcił się w międzyzdrojskim towarzystwie. Śmierć nastąpiła mniej więcej godzinę przed znalezieniem zwłok. Powodem było pęknięcie podstawy czaszki i krwiak podpajęczynówkowy. Denat miał we krwi 1,34 promila alkoholu.

Awantura w „Europie”

Śledczy ustalili, że poprzedniego wieczoru widziano Rutkowskiego między innymi w restauracji „Europa”, gdzie podpity zaczepiał klientów i personel. Jeden z kelnerów próbował go wyprowadzić z lokalu, ale student walnął go „z czółka” prosto w twarz. W sukurs bitemu pospieszył szef kelnerów Adam L., który zdzielił awanturnika pięścią. Chłopak upadł, stracił przytomność. Adam L. razem ze znajomym Ryszardem B., kelnerem z innego lokalu, zanieśli chłopaka na zaplecze i tam ocucili. Rutkowski wyszedł z restauracji.

Włóczył się później po promenadzie. Jeden ze świadków widział, jak nieco po godzinie 20 przewrócił się na trawnik. Prawdopodobnie aż do rana nikt nie zwrócił na niego uwagi.

Śledztwo pod specjalnym nadzorem

Dla prowadzącego sprawę zastępcy prokuratora wojewódzkiego w Szczecinie Romana Raja od początku oczywiste było, że winę za tragedię ponosi Adam L. Kelner został aresztowany pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci.

Wkrótce jednak stało się jasne, że przyszły proces nie będzie zwykłą sprawą kryminalną, a przekształci się w batalię przeciw prywatnej gastronomii. W dziesięć dni po śmierci Rutkowskiego wymówiono umowę ajentowi „Europy” Marianowi S.

W tym samym czasie Ministerstwo Handlu Wewnętrznego wysłało do Świnoujścia komisję w osobach dyrektorów Departamentu Przemysłu Gastronomicznego oraz Departamentu Spraw Osobowych, Pracy i Płacy, którzy spotkali się z sekretarzem Komitetu Powiatowego PZPR w Świnoujściu i z kierownictwem Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Gastronomicznego w Szczecinie. Wspólnie miano przyjrzeć się prywatnym restauratorom.

Nie próżnowała też Wojewódzka Rada Narodowa – utworzyła zespół, którego zadaniem miała być ocena ajentów. Pracował pieczołowicie aż do września, wyciągając na światło dzienne najróżniejsze historie – i te prawdziwe, i te spreparowane. (...)
O nieprawidłowościach w funkcjonowaniu barów i restauracji pisały m.in.: „Express Wieczorny” i jego dodatek „Kulisy”, „Polityka”, „Prawo i Życie”, „Panorama Północy”, „Głos Szczeciński”.

Ten ostatni w tydzień po śmierci Rutkowskiego zamieścił notatkę zatytułowaną wprost: „Kelner zabił konsumenta”. Dwa dni później w artykule „Kto ponosi winę?” dziennikarz „Głosu” pisał: „Czytając zeznania świadków, w tym przypadku personelu restauracji Europa, odnosi się wrażenie, iż są oni zainteresowani w obronie sprawcy zabójstwa – kelnera Adama L. (w oryginale pełne nazwisko – przyp. aut.). I trzeba od razu dodać, iż to, że sprawa została postawiona w prawdziwym świetle, należy zawdzięczać skrupulatności i solidności milicji”.

(...)

Oskarżyciel zażądał 15 lat pozbawienia wolności dla Adama L., 5 dla Mariana S. i 1,5 roku dla Ryszarda B. Obrońca wnioskował o całkowite odstąpienie od ukarania oskarżonych.

– Mój ojciec wygłosił mowę w wielkim stylu, z licznymi figurami erystycznymi, z odwoływaniem się do literatury, do Zoli itd. – mówi mec. Łyczywek. – Wykazywał brak ścisłego związku między ciosem zadanym przez kelnera a śmiercią Rutkowskiego, która nastąpiła 9 godzin później. Wskazywał też na legalność działania Adama L., który przyszedł z pomocą zaatakowanemu koledze. Dziś w takiej sytuacji kelner byłby najpewniej uniewinniony, ale wtedy były inne czasy. Muszę jednak przyznać, że i prokurator przyłożył się do swojej roli. Był to naprawdę ciekawy pojedynek.

(...)

Przemysław Kacak

zdj. autor

Oprócz ówczesnej prasy korzystałem z materiału Adama Zadwornego z „Gazety Wyborczej”, pt. „Połowa konia była już w lokalu, a połowa w szatni”.